- Nie martw się. Zachowam to dla siebie. A teraz musisz mi chyba wyprać t-shirt. Jest cały mokry!
Zaśmiał się a ja razem z nim.
- Wybacz [T.I]. To nie było zamierzone. Ściągnij, dam na szybkie pranie.
- Aha, i twoim zdaniem to normalne ze będę paradować w twoim domu w samym staniku tak?
Pokręcił głową z dezaprobatą.
- Dam ci jakąś moją koszulkę. Będzie trochę za duża, ale chyba lepsze to niż.. nic.
Lekko przygryzłam górną wargę i westchnęłam. Nie miałam za bardzo innego wyjścia, bowiem moja bluzka nie nadawała się do niczego. Wyciągnął z szafy czysty, błękitny podkoszulek i mi go podał. Ja rzuciłam mu moją biała.
- Tylko nie patrz! - ostrzegłam go i odwróciłam sie. Przyłożył sobie palec do skroni, tak jakby przysięgał że dotrzyma obietnicy. Niestety. Kątem oka zauważyłam, jak przygląda sie mojemu dobrze wyrzeźbionemu ciału, długim nogom i umięśnionemu brzuchowi.
- Klamczuch jesteś, wiesz? - mruknęłam oburzona, a ten cwaniaczek niemal krztusił sie ze śmiechu. Znowu na mnie zerknął. Tym razem ostrożnie. Miał pewnie nadzieje, że tego nie zauważę. Dałam sobie już spokój i bez słowa ubrałam niebieski t-shirt. Muszę przyznać, że całkiem nieźle w nim wyglądałam. Zayn zwinnym ruchem wyskoczył na pierwsze piętro. Słyszałam, jak pralka zaczyna wirować. Po chwili już był na dole.
- I tak widziałam, ze patrzyłeś. Nieładnie tak.
Podszedł do mnie i chwycił mnie za brode, wpatrując sie w moje wesołe oczy, równie błękitne jak jego koszulka, którą właśnie miałam na sobie.
- Ładnie ci w niej. Pasuje do twoich oczu - powiedział, jakby czytał w moich myślach. Nie zastanawiając się zbyt dlugo, odpowiedziałam w ramach żartu:
- Ładnemu we wszystkim ładnie. - zarzucilam wlosy do tyłu, jak wielka gwiazda rodem z Hollywood, i usiadłam na kanapie. Rozbawiony, rozłożył się wygodnie obok mnie.
- W to nie wątpię. - wyznał. - Co robisz dzisiaj wieczorem?
Mialam tysiące odpowiedzi, ktore mogłabym mu podać. Zajmowanie się starszą babcią, opieka nad kilkuletnim bratem, wyjście z koleżanka do kina, randka. Spotkanie w sprawie nowej pracy czy zebranie z redakcji. Zdecydowałam sie tylko na to:
- W sumie nic.
Uśmiechnął się.
- To ja ci zaplanuję wieczór. Chodź ze mna na miasto z przyjaciółmi. Przedstawię cię Harry'emu i Liam'owi, oraz May' i Patricii. Może przyjdzie jeszcze Lou z El. Niall nie da rady, bo juz zaplanował weekend z rodziną. Pójdziemy do kina, a potem coś zjeść. Co ty na to?
Wiedziałam, ze źle robię. Nazajutrz prasa będzie się rozpisywać o moim rzekomym romansie z Zayn'em. Kiedy Perrie to zobaczy, zapewne mnie odnajdzie i przyjdzie do mojego domu. Z siekierą.
- Okej. - A co mi tam. Skoro moje życie i tak jest do bani, Perrie z siekierą i tak nie popsuje mi humoru. Co najwyżej zdrowie. - To o której? Bo teraz musze lecieć. Chciałabym napisać jeszcze kilka tekstów, żeby mieć mniej pracy na jutro.
- O dziewiętnastej ci pasuje? Wpadnę po ciebie.
Pokazałam moje białe zęby w uśmiechu. - Pasuje. To do zobaczenia - wstałam z aksamitnej sofy, ucałowałam chłopaka w policzek i zmierzałam w kierunku wyjścia. Zatrzymałam sie przy drzwiach.
- Aha, przynieś mi moją bluzkę. Ja oddam ci koszulkę - zachichotałam, kiedy wyobraziłam sobie miny zdziwionych znajomych Zayn'a.
- W porządku. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia - wyszeptałam i w o wiele za dużej koszulce wyszłam na ulicę. Pewnym krokiem ruszyłam na autobus jadący w stronę mojego domu. Co mi znowu strzeliło do głowy?! Niedorzeczny pomysł. Ale głupio mi będzie teraz odmówić. W ogóle, co za dziwny dzień. I to spotkanie.. Nieprawdopodobne. Miałam szczęście, akurat podjechał autobus. Dziesięć minut drogi i byłam na miejscu, wysiadłam. Weszłam do mojego bloku, tego starego bloku, w ktorym zawsze bawiłam się z Zayn'em. Wspomnienia.
- Mamo, już jestem! - zawołałam, wchodząc do mieszkania. Ściągnęłam buty i weszłam do salonu, aby jak co dzień przywitać się z matką. Ucałowałam ją w czoło. - Ale zaraz wychodzę.
Wybuchnęła śmiechem.
- Nigdy nie możesz usiedzieć na jednym miejscu spokojnie, co [T.I]?
Zarumieniłam się. Wstyd mi było przyznać, że idę na coś w rodzaju randki. Dla mnie to nie było spotkanie z ukochanym, ale Janette mogła to odbierać w różny sposób.
- Wiesz.. Pamiętasz tego Zayn'a, naszego sąsiada? Ogólnie, pamiętasz rodzinę Malik'ów?
Zastanowiła się chwilę, a potem podniosła palec do góry, jakby nagle doznała olśnienia.
- Ah tak! Przyjaźniłam się z jego matką, a ty z nim.. A czemu pytasz? Czy on nie jest przypadkiem w tej znanej grupie Dejrekszjoners?
Uśmiechnęłam się i postanowiłam nie zwracać jej uwagi na błędnie wypowiedzianą nazwę fandomu. Pomijając fakt, że pomyliła go z nazwą zespołu.
- Tak, mniej więcej. Otóż spotkałam go dzisiaj w autobusie i spotykamy się wieczorem. - Spojrzała na mnie z ukosa, więc szybko dodałam - Całą grupą jego przyjaciół. Będą jego koledzy z zespołu i inne koleżanki.
Westchnęła. Nie lubiła, gdy gdzieś wychodziłam.
- Dobrze, idź się szykuj.
Zadowolona ruszyłam do pokoju.
Wyciągnęłam wszystkie ciuchy z moich szafek. Nic nie pasowało. Nic nie było odpowiednie. Po chwili siadłam na łóżku i pomyślałam. Przecież spotykam się z Zayn'em. Moim przyjacielem. Kiedy byliśmy razem, nie przejmowałam się tym, co mam na sobie. Ubrałam moje ulubione przetarte ciemne jeansy, białą koszulkę, bluzę i zielone vansy, na które tak długo odkładałam.
Włosy rozpuściłam i dałam im trochę luzu. Umyłam zęby i pokazałam się mamie.
- Ulala, piękna jesteś.
W tym momencie usłyszałam dźwięk dzwonka. Pobiegłam do drzwi i otworzyłam. W progu czekał na mnie uśmiechnięty Zayn. / Believe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz