wtorek, 20 sierpnia 2013

Nieprawdopodobne lecz możliwe - Rozdział 1

*Zaczynam pisać opowiadanie główne, które będzie najważniejsze w całym blogu. Między nim będę umieszczała krótkie imaginy z chłopcami. Główną bohaterką będzie tutaj Nelly - zwykła dziewczyna, oraz cały zespół One Direction *


- Kathia, chodź! Bo zaraz się spóźnimy na pociąg! - poganiałam moją przyjaciółkę. Zostało jeszcze pół godziny do odjazdu do Londynu, a ona wciąż szykowała się do wyjścia zajmując od kilku godzin łazienkę. Mieszkamy w Brighton, więc aby dotrzeć na koncert do stolicy Anglii musimy jechać pociągiem. Niestety póki co nie stać nas na samochód, a nawet jeśli to jesteśmy jeszcze za młode - w końcu mamy ledwo 16 lat.
- A jak Lou mnie zobaczy? Przecież muszę wyglądać perfekcyjnie! - zaśmiałam się. Mało prawdopodobne, że spojrzy właśnie na nią, kiedy wokoło tysiące innych. Ja też tak kiedyś marzyłam. Miałam szczerzą nadzieję że Harry też kiedyś zaszczyci mnie spojrzeniem. Dotarło do mnie to nie dawno. A może jednak.. Nadzieja umiera ostatnia.
- Dobra, dość tego. Ja wychodzę, ty rób co chcesz.
- Nell, czekaj, już idę ! - mówiąc to, wyskoczyła jak oparzona z łazienki. Prawie jej nie poznałam. Całą twarz miała wymalowaną - od brew rozpoczynając, na szyi kończąc.
- Czy mogę wiedzieć w jakim celu wysmarowałaś fluidem szyję?
- Jest trochę blada a chcę żeby wyglądała tak jak u każdego.
- Przecież u każdego jest blada! - A przynajmniej tak mi się wydawało.
- Oj Nelly jak ty się nie znasz na życiu - powiedziała patrząc się na mnie z lekceważeniem i wyszła z domu. Czasami jej nie rozumiem. A co ona może widzieć o życiu? Wydaje jej się że wkraczanie w dorosłość jest dziecinnie proste tak jak narysowanie prostej linii na białej kartce czy budowanie zamku z klocków. Pytam jeszcze raz - co ona wie o życiu? Nigdy nie miała prawdziwych problemów, nie wie co to znaczy bieda. To nie ona odkładała przez cały rok pieniądze na wymarzony koncert i to nie ona odmawiała sobie wielu drobnych przyjemności. Ja za to tak. A i tak ledwo mi starczyło na bilet.
- Oj Kathia, jak ty nic nie rozumiesz - szepnęłam cicho, mając jednak nadzieję że tego nie usłyszała. - Chodźmy szybciej, zostało dwanaście minut. - powiedziałam teraz już głośniej. Ona nie mówiąc ani słowa, ruszyła prędzej przed siebie. Chyba jednak usłyszała to co wymamrotałam wcześniej. Szkoda. A miał byłć taki miły wieczór.
- Jestem taka podekscytowana! Nie mogę uwierzyć że spotkam ich na żywo, że będą stali przede mną! Że Louis tam będzie, że być może się do mnie uśmiechnie. Ciekawe czy będzie w swojej ulubionej bluzie w paski. Uwielbiam jak chodzi w czerwonych spodniach. O Boże..
Nie obraziła się. Dobre i tyle. Tak naprawdę nie wiem dlaczego się z nią przyjaźnię. Jesteśmy tak bardzo od siebie różne. Mamy inne poglądy, opinię na jakieś tematy. Kompletnie inny styl ubierania i sposób postrzegania świata. Łączy nas tylko jedno - One Direction. I to jest piękne.
- Ja tam idę dla nich wszystkich. - powiedziałam.
Spojrzała na mnie wymownie i wybuchnęła śmiechem.
- Nie kłam. Twoje oczy nie umieją kłamać, doskonale wiem że idziesz tam dla Hazzy.
Zarumieniłam się. Ona wszystko wie.
- Ale i tak uwielbiam całą piątkę.
Niemal biegłyśmy w tą piękną, ciepłą noc. Na dłoni miałam napisane jego imię. Niewielkimi literami moim brzydkim charakterem pisma. To absolutnie nie było na pokaz. To było tylko i wyłącznie dla mnie. Ewentualnie dla niego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz