środa, 25 grudnia 2013

Dangerous - Rozdział 1

- Dobrze, a więc zrobiłam tak jak chciałaś, przyszłam. A czy teraz mogę już iść? - zapytałam, z nadzieją patrząc w stronę drzwi.
- O nie kochanie, zgodziłaś się więc przez najbliższe pięć godzin będziesz musiała znosić moje towarzystwo.
Zacisnęłam powieki i powoli wypuściłam powietrze z ust. Kiedy otwarłam oczy, zobaczyłam Vicky, jak uśmiecha się z satysfakcją. Po raz pierwszy udało jej się wyciągnąć mnie na jakąś większą imprezę. Szczerze mówiąc, już tego żałowałam.
- Normalnie twoje towarzystwo mi nie przeszkadza, ale czy moja obecność tutaj naprawdę jest konieczna?
- Owszem. Chodź, Mel na nas czeka.
Nie lubiłam tego typu zabaw. Wszędzie alkohol, narkotyki, żałosne dzieciaki które próbowały uchodzić za dorosłe, z szlugiem w ręku. Może innych to kręci, mnie niekoniecznie.
Weszłyśmy do ogromnego salonu. Z głośników grzmiała głośna muzyka, a ludzie upojeni drinkami i innymi specyfikami tańczyli, wykorzystując każdą, najmniejszą część miejsca. Atmosfera była nieco przytłaczająca, ale było całkiem nieźle.
- Perrie! - krzyknęła Vicky do jakiejś blondynki. Wyglądała powalająco. Miała długie, blond kręcone włosy i buzię aniołka, która bardzo kontrastowała z jej wyzywającym strojem. Miała na sobie obcisłe, czarne legginsy i biały top odsłaniający brzuch.  Sposób, w jaki moja przyjaciółka witała się z nią pozwolił mi przypuszczać, że to właśnie w jej domu zorganizowana została impreza.
Spojrzałam z politowaniem na mój strój. Przy niej wyglądałam jak sierotka albo czerwony kapturek, który zgubił się w lesie i zamiast do babci zawitał na imprezę dla dorosłych. Ugh. Moje policzki natychmiast oblały się różowym rumieńcem.
- A to jest moja przyjaciółka, Diana. - Victoria podeszła do mnie z tą dziewczyną.
- Jestem Perrie - podała mi rękę, uśmiechając się.
- Miło mi cię poznać - powiedziałam.
- No, to czego się napijesz? - zapytała, ciągnąc mnie za rękę do mini barku. Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia, kiedy zobaczyłam jego zawartość. Było tam po prostu wszystko.
- To co Vicky - wyjąkałam. - Przepraszam, muszę do toalety. Zaprowadzisz mnie?
Vicky wywróciła oczami i poszła ze mną do łazienki.
- To tutaj. Poradzisz sobie chyba, nie? - wybuchnęła śmiechem.
- Naprawdę zabawne - mruknęłam, i przejrzałam się w lusterku. Byłam cała czerwona.
Dlaczego nie mogłam być taka jak inni? Wyluzowana, zabawna, śmiała. Co ze mną było nie tak?
Nagle ktoś bez pukania wszedł do środka.
- Ej, zajęte.!- krzyknęłam, i już miałam startować do panny z wyzwiskami, gdy zobaczyłam..  wysokiego bruneta o szmaragdowym spojrzeniu. Dreszcz przeszedł przez całe moje ciało, usta mimowolnie się otworzyły, a gadka którą miałam za chwilkę wygłosić momentalnie wyparowała z głowy.
- Zajęte mówisz? - chłopak przyjrzał mi się uważnie. Jego spojrzenie zmroziło mnie od stóp do głów, nie byłam w stanie nic powiedzieć. - Przyszłaś przypudrować nosek? Wiesz.. Ja zawsze jestem chętny do pomocy.
Byłam w szoku, że chociaż w ogóle mnie nie znał zaczął do mnie startować. Czy nie miał za grosz wstydu?
- Widzę, że brakuje ci lekcji dobrego wychowania. Byłam tu pierwsza, więc nie życzę sobie abyś dłużej przebywał tu ze mną. Wyjdź.
- To nie jest koncert życzeń, kocie. A poza tym nie zamknęłaś drzwi. Skąd mogłem wiedzieć, że ktoś tu jest? A może ja tez chcę skorzystać z toalety? Nikt mi nie zabroni tutaj przebywać - uśmiechnął się łobuzersko. Czułam, że dłużej nie wytrzymam w jego obecności.
Z jednej strony cholernie mi się podobał, a z drugiej czułam że to skończony dupek.
- Okej, skoro ty nie chcesz to ja wychodzę. Ah, bym zapomniała.. - wyciągnęłam puder z torebki, który wcześniej dała mi Vicky. - Masz, tylko pudruj ten nosek z umiarem.
Cisnęłam puder na zaskoczonego chłopaka i zbiegłam na dół.
- Victoria, ja już idę. Nie chcę dłużej tutaj przebywać, gdzie jest Melanie? - zapytałam, nerwowo spoglądając na schody prowadzące do góry. Co jeśli ten idiota mnie znajdzie?
- Diana, otrząśnij się! Zabawa dopiero się zaczyna. Poza tym.. Muszę ci kogoś przedstawić - powiedziała, idąc w stronę wyjścia. Rozglądałam się wokoło, ale na szczęście nigdzie nie widziałam tego chłopaka.
Wyszłyśmy na dwór. Było dość ciepło jak na tą porę roku. Lekki, wrześniowy wiatr powiewał moje włosy, sprawiając że fruwały w powietrzu i kręciły się niczym karuzela.
- No, a więc kogo tak strasznie chcesz mi przedst..- nie dokończyłam, bo przerwał mi warkot zapalających się silników. W ciemności nagle błysnęły lampy, a ja zobaczyłam - na oko - dwadzieścia, dwadzieścia kilka motorów.
- A co to? Nie mów mi tylko, że któryś z tych na motorze jest twoim chłopakiem.
Vicky tylko uśmiechnęła się i podbiegła do jednego z nich. Był dość wysokim brunetem o ciemnym, groźnym spojrzeniu. Jego skóra była idealnie opalona, jakby dopiero co wrócił z egzotycznych wakacji. Na twarzy widniał kilkudniowy zarost, który dodawał mu lat.
- Diana, to jest Zayn - powiedziała, gestem dając mi znać żebym podeszła bliżej. Byłam nieco speszona, ale spełniłam jej prośbę.
- Miło mi cię poznać - zamruczał, a ja dostałam dreszczy na całym ciele.
- Mi również - uśmiechnęłam się nieśmiało, kiedy patrzył mi w oczy. Przyglądał mi się przez chwilę, po czym odwrócił się do mojej przyjaciółki i objął ją w talii.
- Jedziemy, kocie? - kiedy powiedział "kocie", aż się wzdrygnęłam. Identycznie odezwał się do mnie ten kretyn w łazience.
- Nie czekamy na Harry'ego? - zapytała Vicky, lekko się uśmiechając i patrząc na mnie podejrzliwie.
- No co?
Oboje spojrzeli na mnie i wybuchnęli śmiechem.
Nie miałam za grosz pojęcia o co im chodzi, więc bez słowa skierowałam się z powrotem w kierunku domu. Nie zdążyłam jednak otworzyć drzwi, bo.. ktoś zrobił to przede mną.
- Ałć! Idioto, patrz jak..
- O, witaj kocie. Oddaję puder.
Patrzyłam jak oniemiała prosto w jego iskrzące się, zielone oczy. Był niesamowicie przystojny. Dopiero po dłuższej chwili zorientowałam się, co takiego właśnie do mnie powiedział. Zabrałam z jego dłoni puder i schowałam go do torebki.
- Dziękuję. Co to za głupie powiedzonko? Czy wy wszyscy mówicie do dziewczyn "kocie"? - zapytałam.
- Wiesz.. Mówimy tak tylko do naszych dziewczyn. - mrugnął do mnie porozumiewawczo.
- W takim razie nie wiem dlaczego zwracasz się tak do mnie. Nie jestem twoją dziewczyną.
Patrzył na mnie z oszałamiającym uśmiechem, który tak bardzo nie pasował do przepełnionego pożądaniem i zafascynowaniem wzroku.
- Żebyś się nie zdziwiła - szepnął i bez jakiegokolwiek ostrzeżenia podniósł mnie i jakbym ważyła dwa kilo, przerzucił sobie przez ramię.
- Zostaw mnie! Natychmiast puść mnie na ziemię!! Co ty sobie wyobrażasz??!! - krzyczałam, jednak on tylko się śmiał. Jak można być kimś takim?
- Kocie, za późno. Jesteś już moja.
- Nie jestem niczyją własnością, a już na pewno nie twoją!
W pewnym momencie poczułam pod sobą dość miękkie siedzenie. Ten koleś usadził mnie na motorze.
- Chyba sobie kpisz - prychnęłam.
Spojrzał na mnie i pytająco uniósł jedną brew.
- Nigdzie z tobą nie pojadę.
Mierzyliśmy się przez chwilę spojrzeniami. W końcu podszedł bliżej mnie. Był naprawdę blisko. Niebezpiecznie blisko. Czułam na szyi jego gorący oddech, dostałam palpitacji serca. Dech stanął mi w piersiach.
- Gdybyś na prawdę nie chciała ze mną jechać - mruczał, powoli splatając swoje palce z moimi. - to już dawno byś stąd zeszła.
Odetchnęłam głośno i lekko go odepchnęłam, jednak nasze palce dalej pozostały złączone.
- Robaczki! Jedziemy już, szkoda czasu. - zawołała Vicky.
- To jak.. - ponownie zbliżył się, a jego usta dotknęły mojego ucha. Zadrżałam. - Jedziemy?
Byłam tak oszołomiona jego bliskością i cudownym zapachem, że niemal niezauważalnie skinęłam głową. Zaśmiał się.
- Zgadza się to powiedzenie, kobieta zmienną jest - puścił do mnie perskie oko. - Ale twój sprzeciw nie zrobiłby na mnie dużego wrażenia. Dzisiaj jesteś moja.
Założył mi kask na głowę, a następnie sobie. Zastanawiałam się nad tym, co powiedział, aż w końcu odpalił silnik i ruszyliśmy prosto, przed siebie, nie patrząc na to co wokoło, nie czując nic prócz rosnącej wraz z prędkością jazdy adrenaliny, to była chwila. Chwila, która dla mnie mogła trwać wieki.

poniedziałek, 9 grudnia 2013

"Dangerous"

Postanowiłam zacząć pisać prawdziwy fanfiction o tytule Dangerous, co oznacza niebezpieczny. Głównym bohatetem opowiadania będzie, w rzeczy samej, Harry Edward Styles (reszta zespołu również będzie występować, nie martwcie się o to).
A więc bohaterowie:


        Diana Calter (18l.)
 Victoria Stanley (17l.)


Melanie Waller (17l.)


Harry Styles (20l.)

Niall Horan (22l.)

Liam Payne (22l.)

Louis Tomlinson (23l.)

Zayn Malik (22l.)


Krótki wstęp:
Diana to rozsądna, ale nieco nieśmiała dziewczyna, której nie w głowie imprezy i zabawy do białego rana. Jednak ten jeden, jedyny raz daje się namówić przyjaciółkom i idzie na domówkę do Kylle, jej znajomej ze szkoły. Tam poznaje chłopaków swoich przyjaciółek i ku wielkiemu zdziwieniu, swojego "przyszłego mężczyzne". A tak przynajmniej oznajmił jej tajemniczy zielonooki młodzieniec, który jednak tylko pozornie wygląda na łagodnego..







piątek, 6 grudnia 2013

Nieprawdopodobne lecz możliwe - rozdział 29 = THE LAST

Hariet była u mnie już cztery razy, ja natomiast w jej gabinecie dwa. Była całkiem sympatyczna, starała się podnieść mnie na duchu, ale ciężko jest pocieszyć kogoś kto jest w takiej rozsypce psychicznej jak ja. Dobrze, że chociaż fizycznie staram się wyglądać w miarę normalnie.
Ta dziewczyna jest naprawdę w porządku. W sumie, lubię jak do mnie przychodzi. Już nie czuję się gościem we własnym domu.
Tego dnia jechałem z Harry'm do domu rodziców Kathie, aby odebrać stamtąd moją córeczkę. Minęło tyle czasu, a ona musi mieć ojca. Tylko ja jej pozostałem. Myśląc o tym, z trudem powstrzymywałem łzy.
W końcu dojechałem na miejsce. Nie lubiłem tutaj przebywać, ten dom zbyt mocno kojarzył mi się z ukochaną i jej rodzicami którzy nie darzyli mnie zbyt wielką sympatią. Teraz jednak wszystko się zmieniło. Na dużo gorsze.
- Dzień dobry - przywitałem się, gdy drzwi wielkiej rezydencji się otworzyły.
- Dzień dobry - odpowiedziała ponuro matka Kathie. Nie bawiliśmy się w żadne uprzejmości, chodziło tylko o dziecko.
- Diana śpi. Przyjadę niedługo ją odwiedzić - oświadczyła, starając się jak to tylko możliwe zaznaczyć, że wcale jej się to nie uśmiecha. Jednak ze względu na relacje z wnuczką będzie musiała jakoś to przeboleć. Podała mi nosidełko z malutką przykrytą kocykiem. Była urocza.
Harry czekał w samochodzie. Od razu przesiadł się do tyłu, biorąc Dianę ze sobą. Harpia wciąż stała przy drzwiach, badawczo lustrując nasze poczynania. W końcu odpuściła i weszła do domu, trzaskając drzwiami.
Drogę pokonaliśmy w milczeniu. Co jakiś czas odwracałem się, aby zajrzeć do małej. Spała jak suseł. Była urocza, ale o tym już chyba wspominałem.
Wiedziałem, że zawsze będę mógł liczyć na Harry'ego i Nelly, ale to ich chyba zaczyna przerastać. Mają dość ciągłego ni to mieszkania, ni to nocowania u mnie co jakiś czas. Nie dziwię się. Gdybym ja miał na głowie "wdowca", też bym oszalał. W końcu nie wytrzymałem, kiedy zobaczyłem ich kłócących się po raz kolejny w tym dniu.
- Przestańcie! Cholera, to wszystko moja wina. Wyprowadźcie się, proszę.
- Co ty pieprzysz? - zapytał Harry z poirytowaniem. - Nigdzie się z stąd nie ruszam.
- A ja owszem. Louis, jesteś moim przyjacielem i zależy mi na tobie, i właśnie dlatego chcę się wyprowadzić. Uważam, że minęło już wystarczająco dużo czasu abyś mógł na nowo zacząć życie. A nasza ciągła obecność wcale ci w tym nie pomoże. Więc, Harry, uspokój się i chodźmy spakować..
- Zamknij się! Ja wiem lepiej co jest dla niego dobre!
Nelly z niedowierzaniem wpatrywała się w rozzłoszczone oczy mojego przyjaciela. Chłopak dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, co powiedział.
- Okej, jak chcesz. Już więcej nie będę się do ciebie odzywała, wedle twego życzenia.
- Nell..
Dziewczyna pobiegła na schody. U góry słyszałem tylko trzask pojedynczych szuflad i szafek. Po chwili zeszła zmagając się z dwoma wielkimi walizkami i małą kosmetyczką.
- Pomogę ci - powiedziałem i podbiegłem do niej, biorąc walizki.
Harry patrzył na mnie wyraźnie przygnębiony. Nie takiej reakcji się po mnie spodziewał, zapewne myślał że zacznę ją przekonywać żeby została. W rzeczywistości pragnąłem tylko, żeby już się wyprowadzili i uporządkowali swoje sprawy.
- Czekaj! - zawołał w jej stronę. - Dzięki, stary. Przyjdę wieczorem po rzeczy.
Podbiegł do niej i chwycił ją w talii, a ona zarzuciła swoje ręce na jego ramiona. Zaczęli się całować. Mój Boże, nie pragnąłem w tym momencie niczego, tylko obecności Kathie. Tak bardzo chciałem przytulić i pocałować ją tak jak Harry całował Nelly. Po chwili zdali sobie sprawę, że przyglądam im się z bólem, więc aby nie wzbudzać w nich wyrzutów sumienia jak najszybciej zatrzasnąłem za sobą drzwi.
Diana spała, więc po cichu zakradłem się do barku i wyciągnąłem wishky. Nalałem jej sporą ilość do szklanki i wypiłem duszkiem. Spojrzałem na jedyną osobę, która mi została. Sprawiało mi to ból, bo przypominała mi Kathie.
Oh, Louis, weź się w garść.
Życie mija dalej, to co się stało już się nie odstanie.
Ale tak cholernie boli.
* Jakiś czas później *
Harriet spędza ze mną coraz więcej czasu. Nie podoba mi się to. Panoszy się w moim domu, twierdząc, że w ten sposób łatwiej jest się znaleźć w mojej sytuacji i szuka rozwiązania dla mojego problemu. Cóż, jedynym wyjściem z całej tej chorej gry było by wskrzeszenie mojej narzeczonej, co raczej nie jest możliwe.
- Lou, nalejesz mi coś do picia? - powiedziała, uśmiechając się.
Zamrugała kilkakrotnie oczami, robiąc słodką minę.
- Do oka ci coś wpadło, że tak mrugasz? - odpowiedziałem, starając się zachować powagę jednak przychodziło mi to z trudem, widząc jej speszenie i zażenownie.
- Dobra, Louis. Postawmy sprawę jasno. I ja to wiem, i ty to wiesz - jesteśmy sobie przeznaczeni.
Tym razem to ja zamrugałem kilkakrotnie, przez kilka sekund głęboko analizując jej słowa.
- Co? - wybuchnąłem śmiechem.
- Lou, nie wmawiaj mi, że to przypadek. Po śmierci tej twojej lubej..
- Narzeczonej, nazywała się Kathie - zwróciłem jej uwagę.
- ..akurat trafiłeś do mojego gabinetu. Już wtedy widziałam, jak mi się przyglądałeś. To nie przypadek.
Patrzyłem na nią chwilę starając się wyłapać jakikolwiek cień sarkazmu, ironii. Nic. Ona to mówiła śmiertelnie poważnie.
- Myślę, że nie do końca się zrozumieliśmy. Miałaś mi pomóc, a nie podrywać. Żegnam.
- Ale.. Ja wiem że ty mnie kochasz!! Louis!!
Niemal z siłą wypchnąłem ją za drzwi, zamykając je na klucz.
- No chora baba, cóż poradzić.
Wtedy po raz pierwszy usłyszałem ten cudowny dźwięk. Odwróciłem się na pięcie i zobaczyłem uśmiechniętą buźkę Diany. Śmiała się identycznie jak jej mama. Boże, przez chwilę miałem wrażenie, jakby stała obok mnie.
- Widzisz, ty zawsze mnie zrozumiesz.
Dziecko ponownie zachichotało, pokazując miejsca, w których kiedyś będą ząbki.
- Jesteś jedyną kobietą której potrzebuje. Żadnych Harriet! - powiedziałem i pocałowałem maleństwo w policzek.
_______________
TAK WIĘC TO KONIEC NLM!
Być może jeszcze dzisiaj dodam bohaterów następnego opowiadania :)
Stworzę już taki typowy fanfiction, nie będzie on w jakimkolwiek stopniu podobny do tego co było teraz.
Enjoy!
/ Nelly.