- Nela! Czy mi sie to przysnilo, czy ty naprawde przed chwila stanelas w progu naszego przedzialu z chlopakami z One Direction?
Pokiwalam glowa. Nie wierzyla mi. Coz, ja bylam pewna ze wydarzenia sprzed kilkunastu minut byly prawda, dowodem na to byl chociazby widoczny siniak z lewej strony czola.
- Pewnie wywinelas orla, uderzylas sie w glowe i mialas przewidzenia. Dobrze wiesz ze to nie jest mozliwe. Zachowujesz sie jak wariatka! A moze to ze mne chcesz zrobic kretynke? O nie, co to to nie.
- Nie mow juz nic, chocmy szybko bo za kilka minut mamy autobus ktory zawiezie nas pod sama hale.
Byla naburmuszona. Ja wiedzialam, ze mi wierzyla. Przeciez sama ich widziala. Problem polegal w tym, ze to ja mialam ta przyjemnosc poznania ich osobiscie. Kierowala nia tylko i wylacznie zazdrosc. Zreszta, nie dziwilam jej sie. Ja pewnie tez zzielenialabym z wscieklosci gdyby to jej przydarzylo sie cos tak nieprawdopodobnego. Dlatego tez nie bylam na nia zla ani nie krytykowalam jej toku myslenia. Zal mi tylko bylo, ze nie potrafi oszukac samej siebie i jest jej bardzo przykro. Ah, gdybym tylko wczesniej przyszla do wagonu i przedstawilam jej chlopakow.. to zupenie inaczej by teraz bylo. W sumie, i tak zaraz zaczna normalnie rozmawiac, bo Kathie nie potrafi sie na nia dlugo gniewac.
- Autobus, biegnij! - wrzasnelam, kiedy zobaczylam podjezdzajacy pojazd. Chwycilam przyjaciolke za reke i pociagnelam ja za soba. Mimo, ze ona miala duzo lepsza kondycje niz ja, moje nogi sprawdzaly sie na krotkich dystansach. W ostatnim momencie wcisnelam guzik i autobus nie zdazyl odjechac.
- Dzieki Bogu - westchnelam i wykupilam nam bilety.
- Dzieki, Nelly - dodala Kathie. Zasmialam sie. Tak jak przypuszczalam, nie bylo wolnych miejsc. Przestrzen zajmowali tutaj w wiekszosci Directioners, z wielkimi transparentami i wyznaniami milosnymi zapisanymi na sporym kawalku kartonu. Spojrzalam z litoscia na moj malenki tatuaz z imieniem idola, i w duchu dziekowalam ze go nie zobaczyl. Czy wtedy zmienilby nastawienie do mnie? Nasz przystanek. Wysiadzamy i z entuzjazmem biegniemy w kierunku miejsca przeznaczonego na koncert. Tym razem to Kathie zlapala mnie za reke a ja bez wahania ruszylam za nia. Piekne, mlode, dzikie. Niedoswiadczone przez brutalne zycie. To wlasnie my. Jestesmy na miejscu. Zdyszane, ale szczesliwe, pokazujemy ochroniarzowi nasze bilety. Ledwo na nie zerknal i puscil nas dalej. Chwile rozgladalysmy sie po terenie, ale nie bylo czego szukac. Naszym celem byla scena. A dokladniej, srodkowe miejsca przy samej scenie. Te najlepsze. Z trudem przecisnelymy sie przez piszczace fanki, na zespol ktory jeszcze nie wyszedl. Robilo sie coraz ciasniej. Huk glosnych rozmow i krzykow nie dal im mozliwosci spokojnej, swobodnej rozmowy. Wszystkie miejsca byly juz zajete. Czas na show. Niall z bezprzewodowym glosnikiem i elektryczna gitara w reku wyszedl jako pierwszy. Oklaska i wiwata nie bylo konca. Wszystko tu bylo takie prawdziwe, naturalne. Nic nie bylo na pokaz. Blondyn usmiehnal sie do fanow.Jestem pewna, ze nie jedna dziewczyna wlasnie zemdlala, a jej przyjaciolka bezskutecznie probowala ja ocucic. Pozostali czlonkowie wylonili sie zza kulis. Nelly i Kathie wrzasnely, podobnie jak wszyscy. Harry stal na srodku i swoim akamitnym glosem mowil:
- Witajcie mieszkancy Londynu! Jak sie bawicie?
Kolejny wybuch radosci.
- Od tego sie wszystko zaczelo. To tutaj walczylismy o marzenia. What makes you beatiful!
Tysiace ludzi kolysalo sie w rytm muzyki. Liam zaczal spiewac. Mialam przyjemne dreszcze, kiedy podchodzili blizej. Dotknelam jego reki - wydawalo mi sie, ze mnie rozpoznal. A moze to tylko zludzenie? Fala goraca uderzyla z podwojna sila, kiedy na horyzoncie pojawil sie Hazz. Piekne slowa z jego ust unosily sie szerokim echem daleko poza granicami miasta. Gdy wystawil reke, aby mozna bylo jej dotkac, ja ja zlapalam. Byl zaskoczony i nie wiedzial co zrobic, ale zauwazylam znajomy blysk w jego oku. Poznal mnie.
- Pozdrowienia dla Nelly!! - krzyknal kiedy skonczyl swoja zwrotke, a chlopacy zaczeli refren. Poczulam, ze odlatuje w niemalowane. Kathie skandowala imie Louis'a, ale jej glos ginal miedzy innymi. Widzialam, jak bardzo jej zalezy, wiec zaczelam nawolywac z nia. W slad za nami poszly inne dziewczyny , a po uplywie kilku sekudn wszyscy krzyczeli " Louis chodz do nas!!". Usmiechnal sie i podszedl do nas. Przejechal reka po dloniach fanek. Kiedy dotarl do nas, moja przyjaciolka wykorzystala ten sam chwyt co ja. Zlapala jego dlon w locie, On, nieprzygotowany na taka ewentualnosc, zatrzymal sie. Ze zdziwieniem zauwazylam, ze wpatrywal sie w nia jak na osmy cud swiata. Westchnelam. Milosc, wszedzie milosc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz