Skierowalam sie prosto na dworzec. Nie chcialo mi sie czekac na autobus, ktory i tak bylby zatloczony - w koncu dzisiaj sobota. Trzy kilometry to nie bylo jakos tragicznie duzo. Przynajmniej moje nogi odbeda obiecany juz kilka tygodni temu trening.
W takich sytuacjach jak ta brakowalo mi mojej przyjaciolki. Bardzo dojrzala w ostatnim czasie, zmienila sie.To juz nie jest ta sama, rozesmiana Kathie, ktora kompletnie nie umie przeklinac. Jej rodzice zlozyli pozew do sadu, poniewaz ciagle mieszka u Louis'a. Podczas ostatniej rozmowy telefoniczej mowia, ze boi sie tej rozprawy. Matka blagala ja, zeby nic nie mowila o tym co zrobil jej ojciec, ze sie zmienil. Kathie wiedziala, ze jesli nie opowie o swojej tragedii, z powrotem trafi do nich i jej pieklo zacznie sie od nowa. Z kolei jesli zlozy zeznania, jej rodzicom odbiora prawa rodzicielskie a ona sama trafi albo do domu dziecka, albo do rodziny zastepczej.
- Ja naprawde nie mam pojecia co robic, to jest beznadziejna sytuacja. Bez jakiegokolwiek wyjscia. Juz nie wiem czy gorszy jest dom dziecka, czy ojciec.
Dlugo zastanawialam sie, co powinnam jej odpowiedziec, ale w koncu zrezygnowalam. Nigdy nie bylam w takiej sytuacji i nie mialam prawa jej doradzac. Sama nie mam latwo w domu, ale moi rodzice w zyciu by mnie nie pobili tak dotkliwie.
Tak rozmyslajac, dotarlam na stacje. Wykupilam mape calej Anglii i czekalam na pociag. Moj Boze, gdyby mama dowiedziala sie o mojej samotnej wycieczce prawie 70 kilometrow od miejsca mojego zamieszkania, dostalabym szlaban. Do odwolania.
Mialam tylko nadzieje, ze nie przegapie miejsca wysiadki.
Nagle ktos popchnal mnie na schody, a ja w ostatniej chwili chwycilam sie barierki, chroniac sie przed groznym upadkiem.
- Ty idioto! - wrzasnelam. - Patrz jak.. Liam?
Spojrzalam na chlopaka w czapce z daszkiem, kapturem i ciemnych oklarach ktore wlasnie sciagnal. Nie dowierzalam wlasnym oczom.
- Ciii... Nie chce zeby sie ktos dowiedzial.
Odciagnal mnie w bardziej ustronne miejsce i usiadl na murku.
- Co ty tu robisz? Wiesz jaka histerie wywolasz, jak ludzie odkryja ze to ty?
Usiadlam obok niego. Zauwazylam, ze ma zaczerwienione od placzu, pelne smutku oczy.
- Przepraszam, nie chcialem cie popchnac, ale jestem tak zdenerwowany..Ja.. ja tak dluzej nie moge, to mnie przerasta, to ponad moje sily..
Przygryzlam dolna warge. Czyli ze po raz kolejny bede musiala sie bawic w pocieszyciela i psychologa. Nie zeby mi to sprawialo jakis klopot, z checia bym pomogla wszystkim potrzebujacym na calym swiecie, ale po prostu nie jestem w tym dobra.
- Co sie stalo? Chodzi o Sophie?
Pokrecil przeczaco glowa.
- Codziennie musze zakladac maske, udawac kogos innego.. Udawac ze jestem szczesliwy, a wcale tak nie jest. Dan ma w poblizu wystep, chcialem.. Boze sam nie wiem czego chcialem, tak bardzo mi jej brakuje..
Milczalam. Pozwolilam, by wtulil sie we mnie niczym dziecko, i wybuch placzem. Czulam, ze jest z nim cos nie tak, od dawna sie nie usmiechal. Byl zatroskany, chodzil zamyslony. Martwilam sie o niego, ale nie chcialam sie wtracac. Wiedzialam, ze jesli bedzie chcial powiedziec co go dreczy to powie.
- Tak bardzo kocham Danielle, a musze byc z Sophie.. To mi lamie serce, ale nie mam wyjscia.
- Spotkaj sie z nia. Opowiedz jej o wszystkim, tak bedzie najlepiej.
- No wlasnie o to chodzi, ze nie moge. Musialem ja oklamac, ze cos sie miedzy nami wypalilo, ze juz mi nie zalezy. Rozrywalo mnie od srodka gdy wypowiadalem te slowa.
- To dlaczego jestes z Sophie? - nie mialam pomyslu na inne pytanie, a czulam, ze on musi to komus powiedziec.
- Modest podpisal umowe z jej matka, duzo im zaplacila. Mam sie z nia pokazywac i udawac zadowolonego, dopoki ona nie zdobedzie dosc duzego rozglosu. Mowiac krotko - mam ja po prostu wypromowac.
Zrobilo mi sie tak strasznie przykro, jakbym to ja sama przeszla przez cos takiego. To musialo byc strasznie - z dnia na dzien rozdzielili go z ukochana osoba.
- Boze.. nawet nie wiesz jak bardzo ci wspolczuje.
Znow padl mi w ramiona. Chcialam zrobic cos, co mogloby go pocieszyc ale kompletnie nie wiedzialam co, w tej sytuacji nic nie wydawalo sie odpowiednie. Nagle wpadl mi do glowy pewien pomysl.
- Jade do Harry'ego. Chcesz jechac ze mna?
Usmiechnal sie cieplo, i we dwojke poszlismy na peron drugi, skad mial odjechac nasz pociag.
***
Po polgodzinnej jezdzie dotarlismy na miejsce. Byl chlodny, ale pogodny dzien. Szlismy spacerem wzdluz chodnika, lapiac promyki slonca. Liam'owi chyb sie poprawil humor, bo zaczal sie usmiechac i mozna bylo z nim normalnie porozmawiac.
- Szczerze ci powiem, ze chcialbym juz wyjechac w ta trase. Z chlopakami zawsze jest razniej, i nie ma czasu na zmarwienia. To jest szalone tempo. I to kocham.
- A ja bym nie chciala, zebyscie pojechali. Bede bardzo tesknic. - powiedzialam. Zasmial sie wesolo. Odetchnelam z ulga.
- Jestesmy - oznajmil. Zrobilo mi sie cieplo na sercu, jak zobaczylam dom Hazzy. Nie moglam sie doczekac, zeby go zobaczyc. Wszystkie mile wspomnienia powrocily. W podskokach ruszylismy w kierunku jego mieszkana. Bez pukania weszlismy do srodka i zastalismy go... Calujacego sie z Rita.
Moj usmiech zgasl, entuzjazm oslabl, a serce krwawilo.
Gdy mnie zobaczyl, od razu oderwal sie od niej. Byl bardzo speszony. Z trudem powstrzymywalam lzy, a Liam patrzyl sie groznie na Loczka. Z kolei dziewczyna niczym sie nie przejmowala i bezczelnie smiala sie, majac najwyrazniej ubaw z zaistnialej sytuacji.
- Nie wiedzialem ze przyjdziecie, wchodzcie..
- Widze ze juz sie dobrze czujesz, najwyrazniej milosc ci sluzy. - zasmialam sie ironcznie. - Nelly..
- Zamknij sie Hazz - warknal Liam.
- Boze, przeciez sie moglam tego spodziewac! Co ja sobie wyobrazalam.. Wiecie co? Ja juz pojde. Bawcie sie dobrze. - wybieglam na dwor, zalosnie szlochajac. Ile to juz lez wylalam w tym tygodniu?
W bramce zderzylam sie z Niall'em.
- O hej, wlasnie szedlem... Ale zaraz, co jest?
Spojrzalam na niego. Moj wzrok mowil wszystko. Rita.
Pokrecil glowa z dezaprobata i pobiegl do domu. Uslyszalam krzyki i smiech, ten powtorny smiech dziewczyny. Z czego ona sie tak cieszyla? Nie potrafilam tego zrozumiec.
- Chodz Nell, idziemy. - chlopcy wyszli z domu, zatrzaskujac za soba drzwi. Doszlismy do auta Liam'a. Niall siadl ze mna w tyle i poswiecil swoja koszulke, abym mogla zatopic tam swoje lzy.
- Nie moge miec do niego o nic pretensji, przeciez nie bylismy razem.
- Ale tu chodzi o honor Nela, o honor, rozumiesz? Zachowal sie jak kompletny idiota i tyle - powiedzial Liam, gwaltownie wchodzac w zakret. Byl wzburzony.
- On ma racje. A ty sie nie przejmuj, bo na niego nie zaslugujesz. Rita go tak skrzywdzila, jeszcze nigdy nie byl tak zalamany, a tymczasem ona pstryknela palcami a on juz leci do niej jak cma do swiatla.
Zasmialam sie. Niall wiedzial, jak poprawic mi humor. Nawet Liam sie zasmial, mimo swojego zdenerwowania.Wlaczyl muzyke. Jak na zlosc w radiu szla ich piosenka: "Little Things". Ponownie wybuchnelismy smiechem, to jakis absurd,
- Ironia losu, nie? - usmiechnal sie i przelaczyl kanal.
Jechalismy przez pewien czas w milczeniu. Po chwili rozejrzalam sie po okolicy. Wydawala mi sie dziwnie znajoma.
- Gdzie jestesmy? - zapytalam, usilujac sobie przypomniec to miejsce.
- W aucie - odpowiedzial Niall. / Believe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz