czwartek, 12 września 2013

Nieprawdopodobne lecz możliwe - Rozdział 17

- Dokąd idziemy? - zapytałam rozbawiona, gdy weszliśmy na jakieś pola. Po chwili zakrył mi oczy bandamką i dalej prowadził. Cały czas się śmialiśmy, gdyż co chwila wpadałam w dołek lub potykałam się o trawę.
- Zaraz zobaczysz - powiedział i szliśmy dalej. Nie miałam pojęcia, gdzie mnie zaprowadzi. Ciekawość zżerała mnie od środka. Po kilku minutach zatrzymał się.
- Jesteśmy - oznajmił i zerwał opaskę z moich oczów. Ukazał mi się przepiękny zagajnik, pełen malinowych krzewów, owocowych drzew i kolorowych ptaków schowanych między liśćmi. Na samym środku stał wielki pień po wyciętym drzewie - prawdopodobnie był to dąb.
- O Jezu.. - wyszeptałam. Było tutaj jak w raju.
- Podoba Ci się? - zapytał nieśmiało i spojrzał mi w oczy. - To moje ulubione miejsce w Londynie. Nikt tutaj nie przychodzi.
- Skąd wiesz?
- To proste. Jest za daleko od centrum. Przeszliśmy ponad trzy kilometry na południe i półtora na wschód. Czasami jakiś rolnik pracuje na polu niedaleko stąd, ale nie licząc niego jestem tu tylko ja. I ty.
Zarumieniłam się. On naprawdę mnie lubił.
- W tym miejscu najlepiej tworzy się piosenki, mam wtedy wenę jak nigdy wcześniej. To tutaj powstała większość utworów, które napisałem.
- To dlatego są takie świetne - przyznałam. Rzeczywiście, warunki jakie zapewniał ten zagajnik były wprost idealne dla tworzenia czegoś. Wiedziałam już, że będę tu przychodzić częściej.
- Masz ze sobą gitarę? - zapytałam.
- Ze sobą nie, ale jednak mam. - uśmiechnął się chytrze i wyskoczył na jabłoń. Zszedł z niej z instrumentem w ręku.
- Sprytny jesteś - zaśmiałam się. Usiedliśmy na pniu. Wyciągnął swoją akustyczną gitarę i delikatnie szarpał struny. Zamknęłam oczy i zaczęłam coś nucić. Po chwili słowa same płynęły z moich ust. Ja śpiewałam, Niall grał i nucił do rytmu. To było cudowne. Nikt mnie tak nie uzupełniał jak on. Nasze głosy były idealnie zgrane ze sobą. Nagle Niall przestał grać, więc i ja zamilkłam. Otworzyłam oczy, a on patrzył na mnie swoimi, błękitnymi patrzałkami.
- Co jest?
- Jak ty to zrobiłaś? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Ale co? - nie rozumiałam.
- Wymyśliłaś tekst do piosenki nawet przez chwilę się nad nią nie zastanawiając, po prostu śpiewałaś. Pytam się, jak to zrobiłaś?
Westchnęłam.
- Tak już mam. To jest tak jakby rozmowa z sobą samą. Mówię, a w tym przypadku śpiewam to co w danej chwili czuję i o czym myślę. - wyjaśniłam. Tak naprawdę sama tego do końca nie rozumiałam, jednego dnia siedziałam cały dzień nad kartką z ołówkiem w ręku i nic nie byłam w stanie wymyślić. Kiedy jednak coś czułam, energia mnie rozpierała od środka i chciało mi się po prostu śpiewać, robiłam to. I nie zastanawiałam się, czy to będzie poprawne czy nie.
- Jestem pod ogromnym wrażeniem. Ja tak nie potrafię. Muszę się pomyśleć, czy dany tekst jest dobry, czy zgrany z rytmem, czy..
Dotknęłam ręką jego rozpalonego policzka. Spojrzał na mnie, a ja zatraciłam się w jego oczach.
- Nie myśl, Niall. Czuj.
Zamknął oczy, a ja zrobiłam to samo. Grał jakiś rytm, a ja słuchałam. I relaksowałam się. To było po prostu cudowne. Minęło kilka minut. W końcu chłopak zaczął śpiewać. Spojrzałam na niego, i zobaczyłam zupełnie normalnego nastolatka, z gitarą w ręku, z którego wydobywał się potok słów. Były one nieco niezrozumiałe i chaotyczne, ale piękne. Rozumiałam je, znałam ich znaczenie. Śpiewał o mnie.
- Dziękuję - powiedziałam, kiedy skończył. Uśmiechnął się tylko nieśmiało i zagrał jeszcze raz. I potem kolejny, kolejny, kolejny.. Wkrótce i ja dołączyłam się do niego. I śpiewaliśmy razem, ukryci przed złem całego świata w naszym cichym, zielonym zagajniku.

***

Do domu przyleciałam jak na skrzydłach. Jedno popołudnie z Niall'em i od razu nabrałam optymizmu i chęci życia. Czułam, że unoszę się nad ziemią. Byłam naprawdę szczęśliwa. Po raz pierwszy w życiu uwierzyłam, że szczera i prawdziwa przyjaźń między chłopakiem a dziewczyną może być prawdziwa. Miałam u swojego boku same osoby, które chciały mi pomóc i które były przy mnie.
"Lepiej być nie może, jak będzie się okaże. A że to właśnie jest, Everest moich marzeń" *
Nagle przypomniałam sobie, że w kieszeni mam wyciszony telefon. Nerwowo na niego spojrzałam, i zobaczyłam siedem nieodebranych połączeń od Kathie. Szybko wybrałam jej numer.
- Halo? - odezwała się trzęsącym się głosem.
- Co się stało, gdzie jesteś? - zapytałam przerażona.
- U ciebie w domu, chodź, proszę. - wyszeptała i rozłączyła się. Czym prędzej otworzyłam drzwi i pognałam po schodach na górę. W moim pokoju zastałam posiniaczoną przyjaciółkę.
- Mój Boże, kto ci to zrobił? - krzyknęłam, choć wiedziałam, że nie było takiej potrzeby. Znałam odpowiedź.
- Pomóż mi, nie mogę ruszać lewą ręką. Zepchnął mnie ze schodów i upadłam. Bardzo boli. - oglądnęłam zranione miejsce. Chyba ją skręciła. Zadzwonił jej telefon.
- To Lou.. - szepnęła. - Nie jestem w stanie z nim rozmawiać. - podała mi komórkę.
- Halo?
- O, Hej Nell. Dasz mi Kathie?
- Jest w toalecie.
- Aha, okej. Co tam u was?
- W porządku. Widziałam się dzisiaj z Niall'em. A ty co robiłeś?
- Wiesz, tak naprawdę dobrze że o ty odebrałaś. Przygotowałem dla niej kolacje u mnie w domu, i chciałem żeby to była niespodzianka. Przyjechałabyś tu z nią?
Spojrzałam na nią. Była w masakrycznym stanie. Przekazałam jej szybko, co usłyszałam od Tomlinsona. Mimo całej tej przykrej sytuacji, uśmiech pojawił się na jej twarzy.
- Okej, przyjedziemy.
- Dzięki! Tylko nic jej nie mów. To ma być niespodzianka!
Rozłączyłam się. Wiedziałam, ile Louis dla niej znaczył. Postanowiłam zrobić z niej bogini, którą niewątpliwie by była gdyby nie zasinienia i zadrapania na jej ciele. Wybrałam dla niej takie ciuchy z mojej szafy, w których jej rany nie są widoczne. Zrobiłam jej makijaż, nałożyłam sporo pudru. Rozpuściłam i zakręciłam jej  włosy lokówką. Kiedy skończyłam, wyglądała, jakby w ogóle nic się nie stało.
- Jesteś najlepszą przyjaciółką na świecie - powiedziała i przytuliła mnie. Wymknęłyśmy się z domu i ruszyłyśmy na przystanek.
***
Po kilkunastu minutach dotarłyśmy na miejsce. Pod domem chłopaka zakryłam jej oczy i a ona udawała, że nie wie o co chodzi. W końcu Louis stanął w progu, a ona padła mu w ramiona. Świetnie sprawdziła się w roli aktorki. Mogłaby zrobić karierę. Ale nie myślałam o tym teraz, pożegnałam się i ruszyłam z powrotem na przystanek.

Z perspektywy Kathie

Bolało mnie całe ciało. Każdy najmniejszy zakamarek przeszywał okropny ból, którego nie potrafiłam wyjaśnić. Był to zarówno ból fizyczny jak i psychiczny. Szczególnie bolało mnie to, że krzywdę wyrządziła mi naprawdę bliska osoba. Ale kiedy Nelly powiedziała mi o telefonie Louis'a, wszelkie bóle ustały. Moja przyjaciółka jest wspaniała. Ze wstrętnego potwora wyczarowała królewnę. Byłam jej z za to naprawdę wdzięczna.
Weszliśmy z Lou do jego domu. Zjedliśmy przepyszną kolację przy świecach i udaliśmy się do jego pokoju. Leżeliśmy na łóżku. On cały czas bawił się moimi włosami, wykręcając je na wszystkie strony. Rozmawialiśmy. Nagle usłyszałam najpiękniejsze słowa, jakimi dotąd nikt mnie nie obdarzył.
- Kocham cię, Kathie.
Uśmiechnęłam się najszerzej jak tylko potrafiłam i namiętnie pocałowałam go w usta. Odwzajemnił pocałunek, i przewrócił mnie. Poczułam intensywne pulsowanie w lewej ręce, ale zignorowałam to. Całowaliśmy się z coraz większym pożądaniem. Pragnęłam go. Zaczęłam rozpinać jego koszulę, jednak on zrobił coś, czego najmniej się spodziewałam - chwycił moją rękę w żelaznym uścisku i wyszeptał:
- Jeszcze nie czas.
Zrezygnowana opadłam bezwładnie na łóżko. / Believe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz