- Nie bądź smutna - powiedział Niall i pogładził mnie po policzku. Ton jego głosu sprawił, że popadłam w jeszcze większy obłęd. Nie kontrolowałam łez, które wydobywały się z moich oczów. Przymknęłam powieki i pozwoliłam, aby dalej dotykał moją twarz. Czułam się oszukana, zdradzona, chociaż wiedziałam że to nie ma sensu.
- Nie jestem. Po prostu za dużo sobie wyobrażałam i tyle. - postanowiłam zamknąć ten temat. Było, minęło. Co się stało to się nie odstanie, to już jest przeszłość. Żyję tym, co jest teraz. - Czy to nie jest dom Louis'a?
Dopiero teraz uświadomiłam sobie, gdzie tak naprawdę jesteśmy. Otarłam ostatnią łzę z zaczerwienionego policzka i uśmiechnęłam się.
- Tak, dzwonił do mnie jeszcze przed tą sytuacją u Harry'ego. Chcą nam o czymś z Kathie powiedzieć, nie mam pojęcia o co chodzi. Wiem tylko tyle, że był bardzo zdenerwowany.
Natychmiast zapomniałam o tym, co jeszcze chwile wcześniej zaprzątało moje myśli i skupiłam się na tym co powiedział Niall. Co się mogło stać? Jeśli Lou był zdenerwowany, to może oznaczać tylko kłopoty.
Podjechaliśmy pod jego dom. Wzięłam głęboki wdech i wysiadłam z auta, zatrzaskując mocno drzwi. Widziałam krzywą minę Liam'a w lustrze i wyszeptałam ciche "Przepraszam''. Uśmiechnął się tylko i we trójkę zapukaliśmy do drzwi. Wybiegła do nas zapłakana Kathie, bełkocząca coś pod nosem. Weszliśmy do środka i próbowaliśmy ją uspokoić. Na korytarz wyszedł Louis. Nie był w najlepszej formie.
Kathie popatrzyła się na mnie z płaczem, kurczowo ściskając brzuch. Podczas gdy chłopcy dopytywali się Lou o powód jej zdenerwowania, ja zrozumiałam. Wyczytałam to z jej oczu. Przeraziłam się.
- Jesteś w ciąży.
Z perspektywy Kathie
Znów wybuchłam żałosnym płaczem i padłam mojej przyjaciółce w ramiona. Była jedyną osobą, która mnie rozumiała. Sama nie wiem jak to się stało, zabezpieczaliśmy się. Cóż, czasu już nie da się cofnąć.Najbardziej zabolała mnie reakcja Louis'a, który stwierdził, że powinniśmy usunąć dziecko. Krzyczałam wtedy jak nigdy, byłam w jakimś obłędzie. Kłóciliśmy się dobrą godzinę. Doszło nawet do szarpaniny. Miałam nadzieję, że będzie mnie wspierał. On tymczasem chciał rozwiązać "problem" w karygodny i na dodatek nielegalny sposób.
- Co teraz zamierzacie zrobić? - usłyszałam głos Niall'a za moimi plecami. Odsunęłam się od przyjaciółki i z obrzydzeniem spojrzałam na mojego chłopaka.
- Mamy na ten temat odmienne zdanie - wyszeptałam. Wzrok wszystkich obecnych skierował się na Louisa. Spuścił głowę i włożył ręce do kieszeni, po czym wydał z siebie ciche westchnięcie.
- Myślałem.. no że.. Mam przecież pieniądze, moglibyśmy..
Każda osoba na korytarzu wybałuszyła szeroko oczy, nie dowierzając własnym uszom.
- Ty chyba żartujesz! Chcesz zabić własne dziecko ?! A co jeśli to ty miałbyś paść ofiarą aborcji? - Nelly na zmianę wrzeszczała i pytała. Bardzo przejęła się tą sytuacją.
- Louis, jak możesz w ogóle mówić takie rzeczy? - Liam podszedł do niego i mocno nim szarpnął. - To jest człowiek. To jak jakbyś chciał zabić mnie czy Niall'a.
- Ale to jest płód! To jeszcze nie dziecko, dlatego trzeba działać póki to coś jeszcze nie urosło.
Oczy zaświeciły mi się, gwałtownie podskoczyło mi ciśnienie.
- Gościu, ogarnij się. - wyszeptał blondyn i głośno westchnął.
- Jesteś zwykłym idiotą! - skierowałam te słowa do Lou, a on tylko wzruszył ramionami. Jego zachowanie doprowadziło mnie do skrajności. W życiu bym się po nim tego nie spodziewała. Spoliczkowałam go najmocniej jak tylko umiałam, aż mnie ręką zabolała. Wybiegłam z pięknej willi, w którym dotychczas mieszkałam. Przeżyłam tu najpiękniejsze chwile mojego życia. Z człowiekiem którego kocham. Usiadłam na miękkiej trawie za domem. Czułam bijący od niej chłód, ale był on niczym w porównaniu z tym co działo się w moim sercu. Uczucie nienawiści i miłości mieszało się z żalem, który miałam do Louis'a. Nie rozumiałam jak on mógł pomyśleć o aborcji. To było nasze dziecko. Tak, ja mam tylko 16 lat a on jest ode mnie sporo starszy, ale myślałam, że to może się udać. A przynajmniej do dzisiaj..
Poczułam jego ciepłą dłoń na moim ramieniu. Nie chciałam oddać się przyjemności, jaką wywierał na mnie jego dotyk, więc szybko ją strąciłam.
- Kochanie..
Milczałam.
- Kath, dlaczego tak się upierasz? To najlepsze rozwiązanie z możliwych. Nikt na tym nie ucierpi.
Odwróciłam się gwałtownie, na przemian łkając i śmiejąc się złośliwie.
- Nikt na tym nie ucierpi? Czy ty naprawdę jesteś aż takim kretynem? Tym sposobem zabijemy żywą istotę! Tak ciężko ci to zrozumieć?
- Nie przesadzaj. Wielu ludzi tak robi.
- Wiesz co? Jesteś obrzydliwym mordercą. Nie chcę cię więcej widzieć na oczy.
Prychnął. Zaskoczył mnie tym, byłam pewna, że będzie mnie przekonywał, abym wybaczyła mu jego słowa i że na spokojnie sobie wszystko wyjaśnimy, jeszcze raz.
- Dobrze. Rób jak chcesz. Żebyś tylko nie miała do mnie jakiś pretensji,. Ja nie mam zamiaru wychowywać jakiegoś bachora, ja mam tylko 22 lata! - krzyknął, po czym pobiegł do garażu. Z wybałuszonymi oczami obserwowałam, jak z piskiem opon wyjeżdża na ulicę i znika, mieszając się z innymi autami. Patrzyłam jeszcze w tamtą stronę przez chwilę, czekając. Sama nie wiem na co wtedy czekałam, wciąż miałam nadzieję, że wróci. Niestety.
Po raz ostatni weszłam do domu, aby spakować moje rzeczy. Najtrudniej było mi patrzeć na naszą sypialnię. Tutaj po raz pierwszy się kochaliśmy, tu spłodziliśmy nasze dziecko. Ileż to namiętnych chwil tutaj spędziliśmy, młodzi, dzicy, zakochani. To było zaledwie kilka dni temu.
I znowu, po raz kolejny muszę się przeprowadzać. Nie mam wyjścia, muszę wrócić do rodziców. To takie upokarzające. Chciałam zacząć dorosłe życie, ja - głupia, nierozważna, i dziecinnie wierząca w wieczną miłość aż do śmierci i szczęśliwe zakończenie. Żyłam w bajce, w jakimś fantastycznym śnie, z którego najwyższa pora się obudzić. Zamknęłam dom, a klucze jak zwykle zostawiłam na parapecie, w doniczce na kwiaty. Nelly i chłopcy zawieźli mnie jak niegrzeczną córkę do domu, która po kilkutygodniowym buncie postanowiła z powrotem wejść na dobrą drogę. Zaśmiałam się jak głupia. Patrzyli na mnie z niepokojem. Nie zwracałam na nich uwagi, starałam się skupić na tym, aby mój oddech był w miarę równy.
- Wejdziecie tam ze mną? Trochę się boję reakcji starszych - wyznałam, a oni przytaknęli. Nela objęła mnie ramieniem i wyszeptała:
- Będzie dobrze, kocham cię siostro. Możesz na mnie liczyć.
Niall i Liam również przyłączyli się do uścisku, całując mnie przyjaźnie w policzek.
Pokiwałam im głową ze wdzięcznością i niepewna każdego ruchu zapukałam do drzwi. Otworzyła mi matka, która na mój widok wybuchła niespotykaną radością. Cieszyła się i płakała ze szczęścia, jeszcze nigdy jej takiej nie widziałam. Zbladła trochę, kiedy powiedziałam o powodach mojego powrotu, ale i tak nic nie zmąciło jej entuzjazmu. Kiedy przywitałam się z ojcem i zobaczyłam spokój w jego oczach, pozwoliłam moim przyjaciołom iść. Uśmiechnęli się pocieszająco i odjechali, w nieznane.
Dziwnie się tu czułam. Tak obco. Szesnaście lat mojego życia w tym miejscu, a i tak najlepiej mieszkało mi się u Louis'a. Ciekawe co teraz robi. Pewnie pije piwo i wyżala się jakiejś prostytutce, w jakie gówno wpadł. Nie miałam ochoty zaprzątać sobie nim myśli, więc ucałowałam mamę w policzek i zaproponowałam, żebyśmy porozmawiały jutro. Zgodziła się, a ja udałam się do mojego pokoju. Rozejrzałam się po nim. Zobaczyłam porozklejane na ścianach plakaty One Direction, i specjalną półkę poświęconą Louisowi. Rozpłakałam się bezradnie. Czy dalej jestem Directioner? Utraciłam wszystko to, co było dla mnie ważne. Szczerze mówiąc, to wolałabym ich nigdy nie poznać. To co się dzieje teraz, jest o wiele gorsze od świadomości, że nie mają pojęcia o moim istnieniu.
_____________
Dwa tygodnie później.
_____________
Dużo rozmawiałam z mamą. Po raz pierwszy poczułam, że mam w niej oparcie. Tata zapisał się na terapię, jest dobrze. Próbujemy od nowa naprawić nasze relacje, zaczynamy od samego początku. Od dwóch tygodni chodzę do szkoły, nadrabiam zaległości. Nie chcę dodatkowo denerwować rodziców, więc od razu po zajęciach wracam do domu. Tego dnia, po dzwonku, miało być tak samo. Miało.
Wyszłam z zatłoczonej szatni wprost na świeże powietrze, dysząc i głęboko oddychając. Największym minusem tej szkoły jest zbyt duża ilość uczniów. Przecisnęłam się przez tłum i ujrzałam jego. Stał, z tym swoim niewinnym uśmieszkiem na twarzy i zmierzwionymi włosami. Błękitne tęczówki odbijały się z blaskiem w moich, wprawiając mnie w kilkusekundowy zachwyt. Gdybym go nie znała, pewnie oszalałabym na jego punkcie. Widziałam zazdrość w oczach wielu dziewczyn, które zauważyły, że patrzył się właśnie na mnie. Wiele z nich wiedziało też, kim jest wysoki brunet stojący na parkingu prestiżowej szkoły. Nie mogły jednak podejść do niego czy chociażby poprosić o autograf, naruszyłyby wtedy regulamin. Wszędzie były też kamery, więc ze spuszczonymi głowami udały się do swoich domów, aby wspominać spotkanie Louis'a Tomlinsona.
- Hej - przywitał się ze mną i próbował pocałować mnie w policzek. Odsunęłam się w ostatniej chwili, a dziewczęta parzyły się na mnie w osłupieniu.
- To raczej nie był dobry pomysł, żebyś tu przyjeżdżał. Ej, nie zbliżaj się!
- Musiałem cię zobaczyć. Kocham cię, nie mogę bez ciebie żyć. - pomimo wyraźnego zakazu przyciągnął mnie do siebie i namiętnie pocałował w usta. Nasze języki tańczyły między naszymi wargami, w końcu udało mi się oderwać od niego.
- Ja też cię kocham Lou, ale i tak nie usunę ciąży. Nie masz na co liczyć.
Westchnął cicho.
- Myślałem że zmądrzejesz.
Spoliczkowałam go. Plotkary z mojej szkoły przyglądały się tej scenie a to z rozbawieniem, a to z irytacją. Co to za para - raz się całuje a raz bije?
- Misiek.. Skoro tak bardzo chcesz, to możemy je zatrzymać. Zgodzę się na wszystko, bylebyś tylko wróciła do mnie. - i tutaj znowu mnie pocałował. Tym razem wpiłam się w jego usta. Miał takie ciepłe, miękkie wargi. Całował cudownie. Tęskniłam za tym, potrzebowałam go.
- Ale ty sobie nie myśl, że ja ci wszystko wybaczyłam. - prychnęłam i zostawiłam go samego na parkingu pozwalając, aby tłum fanek otoczył go z każdej strony. Jego zdezorientowana mina była bezcenna. Usatysfakcjonowana pobiegłam na przystanek. / Believe.