Wracałam w ciepły, majowy wieczór z dodatkowych zajęć muzycznych. Do domu miałam niedaleko, więc o nic się nie obawiałam. Mieszkałam w dość spokojnej okolicy, gdzie niezwykle rzadko dochodziło do jakichkolwiek bójek czy przestępstw. Uśmiechnięta nie zwracałam uwagi na to, co się dzieje wokół mnie i przypomniałam sobie piękne oczy chłopca, który uczęszcza ze mną na lekcje gry na gitarze.
Był taki uroczy, kiedy niezdarnie próbował chwycić odpowiedni akord. Ma przepiękne spojrzenie, niebieskie niczym ocean. Idealnie komponowało się z jego blond czupryną. Szkoda, że tym razem musiał wyjść wcześniej. Mówił, że ma jakieś sprawy rodzinne. Cóż. Pozostało mi tylko czekać do wtorku, kiedy ponownie się spotkamy.
Szczerze mówiąc to miałam nadzieję na jakieś wspólne wyjście. Myślałam, że zaprosi mnie do kina lub do jakieś kawiarni. Od kilku miesięcy chodzimy razem na zajęcia, jednak bardziej jesteśmy skupieni na sobie niż na słowach nauczyciela. Mamy ze sobą świetny kontakt, dobrze nam się rozmawia. Doskonale czuję się w jego towarzystwie - wiem, że mogę mu dużo powiedzieć, a on mnie zrozumie i zawsze coś doradzi. Sama nawet zastanawiałam się nad tym, aby zrobić pierwszy krok. Po długim namyśle zdecydowałam, że nie dam rady. Niestety, jestem bardzo nieśmiała. Mam zbyt wybujałą wyobraźnię a zbyt mało pewności siebie i wiary we własne umiejętności.
Usłyszałam ciche śmiechy i donośny głos jakiegoś mężczyzny. Czym prędzej schowałam się za murkiem, uważając, aby nie doszły do nich odgłosy moich ruchów. Serce biło mi jak oszalałe. Z trudem powstrzymywałam się od głośnego sapania i wołania o pomoc.
" Spokojnie, [T.I]. Przecież nic się nie stało. Nie zrobili ci krzywdy. Spokojnie" - powtarzałam w myślach. Nagle całe towarzystwo wybuchnęło śmiechem Złośliwym i nikczemnym śmiechem, jakiego jeszcze nigdy nie słyszałam. Adrenalina gwałtownie napłynęła mi do żył, mieszając się ze strachem i niepoprawną ciekawością. Ostrożnie wychyliłam się zza mojej kryjówki i doznałam niemałego szoku.
- Dobra, idziemy. Do tego sklepu mamy kawałek, a musimy tam być zaraz po wyjściu ekspedientki. - powiedział wysoki blondyn w ciemnej, skórzanej kamizelce, podartych jeansach i szarych trampkach Nike, trzymając w ręku jakieś narzędzie. Przyjrzałam mu się uważnie. Kiedy dotarło do mnie, kim jest ten cwaniaczek, szybko schowałam się i zakryłam usta dłonią, powstrzymując westchnienie. To był Niall. Ten sam Niall z zajęć muzycznych, ten czuły i zabawny 16-latek. Nie wierzyłam własnym uszom. Prawdopodobnie planował jakiś napad. Ta myśl opanowywała mój umysł i serce z każdą mijającą sekundą. Coś od środka się we mnie złamało, jakaś niewyobrażalna siła kazała mi wyjść im naprzeciw i wykrzyczeć mu w twarz wszytko to, co w tym momencie o nim myślę. Dumnie wystąpiłam do przodu i okazałam się w całej krasie. Spojrzeli na mnie z niedowierzaniem i widziałam, że nieco się speszyli.
- Cześć. - powiedziałam, nie spuszczając wzroku z Niall'a. Pozostali cicho odchrząknęli i wciąż mi się przyglądali. Zrozumiałam, że pojawienie się w tym miejscu i o tej porze nie było dobrym pomysłem.
- Czy my się znamy? - zapytał, wbijając we mnie tysiące maluteńkich szpilek.
- Dziwne pytania zadajesz. Jeśli bym cię nie znała, nawet do głowy by mi nie przyszło, aby się z Tobą witać. Co zamierzasz zrobić? Po co ci ten śrubokręt? Czyżbyś planował popełnić jakieś przestępstwo? Wiesz, że posiadam wysokiej generacji telefon komórkowy i w każdej chwili mogę wykonać telefon na policję.
- Ej mała, poluzuj trochę i chodź z nami - odezwał się jakiś mężczyzna. - Będzie faza. Nie daj się prosić.
Prychnęłam z wyższością i taktownie odrzuciłam włosami w tył.
- Spadaj stąd, [T.I]. To znaczy.... Eeeee..
- Horan, to ty ją jednak znasz? Oj, niezła sztuka ci się trafiła. Nawet wygadana jest i na głupią też nie wygląda. Bierzemy ją, co nie?
- Nie waż się jej tknąć! - krzyknął i podskoczył do niego, popychając go na ścianę. Trzymał go za i tak zniszczony już podkoszulek i patrzył na niego srogim spojrzeniem. Moja pewność siebie nieco opadła i zaczęło mnie opanowywać przerażenie.
- To ja już może pójdę.. - odezwałam się i zrobiłam krok w tył. Zauważył to siedzący do tej pory cicho wysoki brunet o przerażającym spojrzeniu. Wstał i zaśmiał się.
- Zabawa dopiero się zaczęła.
Niall puścił poprzedniego chłopaka i uderzył pięścią bruneta, który najwyraźniej się do mnie przystawiał. Czym prędzej chwyciłam go za ramię próbując odciągnąć od jego kolejnej ofiary.
- Przestań! Jesteś nieobliczalnym, dzikim zwierzęciem! Nie taki byłeś, Niall.
Cały zdyszany pchnął go i rzucił się za mną w pogoń, gdyż ja uciekałam ile miałam sił w nogach w kierunku mojego domu. Nie miałam nawet ochoty płakać po kimś takim jak on, w tym momencie chciałam tylko znaleźć się w moim pokoju.
W końcu dogonił mnie i chwycił za ramię, przyciągając do ściany tutejszego bloku.
- To nie jest tak, proszę, daj mi coś wyjaśnić.
Pokręciłam nerwowo głową, bezskutecznie próbując mu się wyrwać.
- Czego chcesz?! Jesteś miejscowym rozbójnikiem, nie wartym moich uczuć!
- Posłuchaj mnie, proszę. Trzydzieści sekund i będziesz wolna.
Wypuściłam powietrze z ust, unosząc głowę do góry.
- Dobrze. Ale potem nie chcę cię nigdy więcej widzieć.
- Więc.. chodzi o to, że..
- Dwadzieścia dziewięć - wypominałam mu, patrząc w jego oczy. Mimo wszystko wciąż byłam oczarowana ich blaskiem, było nich coś tak hipnotyzującego i magicznego, że nie sposób było je zapomnieć.
- Jestem ubogi, i to bardzo. Moja rodzina nie ma czego do garnka włożyć, a jest nas aż pięcioro. Ojciec alkoholik zapił się dwa lata temu i od tamtej pory żyjemy gorzej niż psy.
- Dwadzieścia dwa.. - wyszeptałam z mniejszym przekonaniem.
- Kiedyś przyłapałem tych chłopaków, jak robili napad na sklep monopolowy. Pozwolili mi żyć, pod warunkiem, że będę siedział cicho i pomogę im w czarnej robocie.
- Osiemnaście..
Wziął głęboki oddech.
- Nie chciałem tego, ale nie miałem wyjścia. Z drugiej strony, poprawił nam się byt. Mama i siostry codziennie jedzą obiady i śniadania, to jest dla mnie najważniejsze. Teraz, kiedy nasza sytuacja już się unormowała i mama znalazła pracę, kończę z tym. Dzisiaj miał być ostatni raz. Proszę, [T.I], wybacz mi. Cholernie mi na tobie zależy i nie chciałbym, aby nasza relacja się zniszczyła.
Mówiąc to, zbliżył się do mnie. Stykaliśmy się nosami. Czułam jego ciepły oddech na policzku i słyszałam przyśpieszone bicie jego serca, prawdopodobnie spowodowane szybkim biegiem.
- Nie wiem, nie podoba mi się to co robiłeś.
- Popełniłem w życiu wiele błędów, ale uwierz, że nigdy nie zależało mi na żadnej dziewczynie tak jak na tobie. No.. - popatrzyłam na niego z wyrzutem. - Może za wyjątkiem matki i sióstr..
Zaśmialiśmy się.
- Mi też na tobie zależy. Obiecujesz, że nie wrócisz do tego?
- Nigdy, przyrzekam. Martwię się o coś innego..
- O co takiego?
- Wiem, że jesteś z dobrej rodziny, a ja nie mam niczego.. A teraz już nawet nie będzie mnie stać na zajęcia muzyczne..
Uśmiechnęłam się do niego, czując wyraźną ulgę.
- Niall.. nie przeszkadza mi to. Najważniejsze jest to, jakim jesteś człowiekiem, i że nie będziesz organizował już tych bezsensownych i głupich napadów..
Na znak, że więcej nie popełni wcześniejszych błędów, złożył na moich ustach długi i namiętny pocałunek. Byłam taka szczęśliwa.. Nie spodziewałam się, że tyle rzeczy może się przydarzyć jednego dnia. Wiem, że był złodziejem, ale nie robił tego wyłącznie dla siebie. Troszczył się o życie swoich bliskich. I mimo wszystko, choć wiem, że to co robił było złe. - zaimponował mi tym. Postawił szczęście rodziny na pierwszym miejscu, poświęcając tym samym swoje. Cokolwiek by nie zrobił, i tak najbardziej pokochałam go za to właśnie poświęcenie. / Believe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz