niedziela, 10 listopada 2013

Nieprawdopodobne lecz możliwe - Rozdział 26

Koncert był naprawdę świetny. Mnóstwo dekoracji i efektów specjalnych, gorąca atmosfera, roztańczeni chłopcy a w środku zainteresowania ona, bogini seksu i piękna, Rihanna. Zazdrościłam jej pewności siebie, jaka biła od niej na scenie. Poruszała się jak kot, rozpalając zmysły wszystkich przybyłych. Widać było, że czuła się tam jak ryba w wodzie. A Harry nie opuszczał mnie nawet na krok. Przy wolnych piosenkach kołysaliśmy się wtuleni w siebie w rytm muzyki, natomiast gdy zaczynały się żwawe kawałki szaleliśmy, że głowa mała. Nigdy tak dobrze się nie bawiłam - no, może pomijając ich koncert.
Nie mogłam uwierzyć, że to tak szybko się skończyło i że RiRi już zeszła ze sceny. Harry chwycił moją dłoń i pomaszerowaliśmy w stronę parkingu. Zrobiło się już chłodno. Żałowałam, że nie wzięłam grubszej kurtki, w końcu już późna jesień.
- Zimno ci?
Spojrzałam w jego stronę z niedowierzaniem. Jak on to robił? Nie było chwili, w której nie zgadł by o czym myślę.
- Jak ty to robisz?
- Ale co? - wybuchł gromkim śmiechem. Był taki uroczy, kiedy śmiał się beztrosko. Tak naturalnie. Mimowolnie sama zaczęłam się śmiać. To było bardzo zaraźliwe.
- Zawsze odgadujesz to, o czym myślę.
- Bo ja zawsze wiem o czym myślisz.
- Ah tak? - stanęłam w miejscu i lekko odsunęłam się od niego, przez cały czas patrząc mu w oczy. Chyba domyślał się, co mam zamiar powiedzieć. - W takim razie o czym teraz myślę?
Złapał mnie w talii i przyciągnął tak, że nasze ciała przylegały do siebie całym swoim ciężarem. Zahipnotyzował mnie swoim spojrzeniem, dosłownie nie byłam w stanie oddychać, moje myśli plątały się pomiędzy nim a jego zielonymi tęczówkami.
Zbliżył swoje usta do mojego ucha, lekko je muskając.
- O tym jaki jestem przystojny. - zachichotał.
Zaczerwieniłam się i na dobre wstrzymałam oddech.
- Oddychaj. - powiedział stanowczo i lekko mną potrząsnął.
- Jak mogę oddychać, gdy robisz ze mną takie rzeczy?
- Ależ ja z tobą nic nie robię. Jeszcze.
Zaśmiałam się głośno i chwyciłam jego dłoń.
- Co masz na myśli mówiąc "jeszcze"? - zapytałam po chwili milczenia.
Tym razem to on się zaczerwienił, z czego byłam bardzo zadowolona.
- Uhm.. No wiesz..
- Nie, nie wiem.
- Nelly.
- Harry.
- Nie dasz tak łatwo za wygraną, co?
- Tu się zgodzę.
Wybuchnęliśmy gromkim śmiechem.
- Co mogę poradzić na to, że mi się cholernie podobasz? - zamruczał, otwierając drzwi samochodu.
Oddychaj  Nelly, oddychaj.
__________________________

Z perspektywy Louisa

Nie mogę zrozumieć, co mną kierowało kiedy tak zachowałem się w stosunku do Kathie. Dopiero po fakcie zorientowałem się, że nikt wcześniej nie był dla mnie równie ważny jak ona. Zepsułem wszystko. Jestem cholernym dupkiem i dobrze o tym wiem, ale oddałbym wszystko żeby mi wybaczyła.
Po kolejnej, nieudanej zresztą próbie dodzwonienia się do dziewczyny rzuciłem telefonem o ścianę. Nie przemyślałem jednak tego do końca. Telefon z hukiem uderzył o ścianę, zostawiając w niej sporej wielkości dziurę, sam zaś leżał teraz w kawałkach na podłodze. Zaśmiałem się z mojej własnej głupoty.
Nagle zadzwonił domofon. Zrezygnowany po stracie nowego sprzętu zszedłem na dół, nie mając ochotę na spotkanie z kimkolwiek. Ku mojemu wielkiemu zdumieniu przed drzwiami mojego domu stała.. Kathie. Spanikowany rzuciłem się do drzwi, szarpiąc klamką na wszystkie strony, dopóki nie uświadomiłem sobie, że najpierw należałoby znaleźć klucz. Biegałem jak szalony po korytarzu, rozrzucając wszystko dookoła. W końcu go znalazłem. Drżącymi dłońmi włożyłem go do zamka i delikatnie przekręciłem. Zobaczyłem moją bogini, najpiękniejszą i najcudowniejszą dziewczynę na tej planecie.
- Hej - zaśmiała się, widząc moje roztargnienie.
- Hej.. wejdziesz? - zapytałem, choć doskonale znałem odpowiedź. Uśmiechnęła się i weszła do środka. Jej mina była po prostu bezcenna.
- Matko najświętsza.. Co tutaj się stało?
Zachichotałem.
- Powiedzmy, że przeszło tędy niewielkie tornado.
- NIEWIELKIE? - powtórzyła zdumiona. Jej ogromne, niebieskie oczy powiększyły się ze zdziwienia jeszcze bardziej. Przeszła przez ''lekko'' nieuporządkowany korytarz i dotarła do kuchni.
- Chciałabym.. porozmawiać.
Moje oczy zaświeciły się niczym świeczki, nie mogłem się doczekać aż dowiem się co takiego ma mi do powiedzenia.
- O naszym dziecku.
Momentalnie pobladłem, a oczy straciły swój blask. To było do przewidzenia. Cóż mogłem sobie wyobrażać po tym, jak zachowałem się jak idiota?
- Ttak?- wybełkotałem.
- Cóż.. chciałabym, aby miało szczęśliwe dzieciństwo. Aby niczego mu nie zabrakło. Aby było radosne i roześmiane. - rozmarzyła się.
- Ja też tego chce - powiedziałem niemal przez łzy.
- A żeby to szczęście zapewnić, potrzebni są rodzice.
Przygryzłem dolną wargę.
- Wiem co masz na myśli. Ale obiecuję, że będę się zajmował maluchem. Będę mu poświęcać każdą wolną chwilę, zabierać do siebie na weekendy, dbać o niego.. Będę najlepszym ojcem na świecie. Pewnie myślisz, że po tym co zaszło jestem źle do niego nastawiony, ale możesz być spokojna. Ustalimy wizyty i..
- Skarbie, wybacz że ci przerwę, ale za przeproszeniem - co ty pierdolisz? - zaśmiała się i wstała z krzesła, podeszła do mnie i chwyciła moje dłonie. Przytuliła mnie, pozostawiając swój zapach na mojej skórze. Przyjemne dreszcze przeszły przez moje ciało, tak bardzo mi jej brakowało. Trzymałem cały mój świat w moich ramionach, to było wszystko czego w tym momencie potrzebowałem.
- Ja chcę być z tobą. Nie wyobrażam sobie bez ciebie życia, Lou.
Nie wierzyłem własnym uszom. Zaśmiałem się głośno i pocałowałem ją w jej miękkie, różowe usta. Całowaliśmy się bardzo namiętnie, łaknąc siebie, niezaspokojeni przez tak długi czas. Moje szczęście nie znało granic, wziąłem ją na ręce i mocno trzymając zakręciłem w powietrzu kilka razy.
- Kocham cię wariacie! - krzyknęła, kurczowo trzymając się mojej szyi.
- A ja ciebie! - odkrzyknąłem, stawiając ją na ziemi.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz