Wspominając to, podawałem rękę kolejnym osobom, które podchodziły z kondolencjami. Nie docierały do mnie ich słowa. Wierzyłem, że ona zaraz się tu pojawi, że rzuci mi się na ramiona i wkrótce spędzimy upojną noc w moim domu.
Mimowolnie łzy zacięły cieknąć po moim policzku.
- Louis, tak mi przykro. - podniosłem głowę, kiedy usłyszałem znajomy głos.
To Eleanor.
- Wszyscy to mówią, ale kurwa, nawet nie zdajecie sobie sprawy co ja czuję.
Zamilkła. Podeszła do mnie, i położyła swoją rękę na moim ramieniu. Co ona tutaj właściwie robiła? Zresztą, to teraz mało istotne.
- Trzymaj się.
***
Z perspektywy Nelly
Cierpienie Louis'a sprawiało, że czułam się jeszcze gorzej. Wszyscy bardzo przeżyli śmierć Kathie, zwłaszcza ja i on. W końcu byliśmy z nią najbliżej. Doskonale wiedziałam, jak się czuje. Chciałam w jakiś sposób zdjąć ból z niego i wziąć to na siebie. Nie mogłam patrzeć, jak bierze kolejne leki. To mnie dobijało.Starałam się jednak trzymać, aby pokazać mu, że musi się podnieść. W rzeczywistości byłam jednak w takim samym stanie jak on.
Po pogrzebie wróciliśmy do domu. On, jak zwykle, usiadł na kanapie i wpatrywał się w jej zdjęcie. Miałam już tego dość.
- Louis, kurwa mać. Koniec tego. Mi też jest cholernie ciężko, ale nie możesz ciągle gapić się na Kathie w ramce. Ile można? Trzeba się jakoś pozbierać, z czasem będzie lepiej.
Usiadłam obok niego.
- Proszę, z całego serca, zgódź się na tą wizytę u psychologa. Umówiłam cię już na za tydzień. Ja też tam pójdę, ale w inny dzień. Zrób to dla niej, i dla Diany.
Chyba moje słowa w końcu do niego dotarły, bo pokiwał głową i posłusznie odłożył fotografię na swoje miejsce, następnie poszedł do kuchni i zabrał się za robienie tostów.
- Chcesz jednego? - zapytał. Uśmiechnęłam się.
- Z chęcią.
***
Z perspektywy Louis'a
Nella miała rację. Nie miałem ochoty zwierzać się komuś obcemu z moich problemów, ale może to mogło mi jakoś pomóc. Zapukałem do drzwi gabinetu, w którym przyjmowała pani psycholog.- Proszę!
Wszedłem do środka.
- Louis Tom.. Tomlinson? - zapytała ze zdziwieniem.
Ah, no tak. Aż do dzisiaj nie myślałem o tym, że ludzie nie zaczepiają mnie na ulicy, nie proszą o zdjęcie czy autograf. Przypomniało mi się, jak pewnego wieczora oglądałem wiadomości i mówili o mojej tragedii. Postanowili na pewien czas zostawić mnie w spokoju. W internecie pewnie jestem zasypany kondolencjami od fanek. Wypadałoby coś odpisać.
- Tak.
Była całkiem ładna, ale chyba nieco starsza ode mnie. Dwa, może trzy lata. Jej kasztanowe, proste włosy opadały swobodnie na plecy, a czarne niczym węgiel oczy uważnie mi się przyglądały. Była szczupła i wysoka, chociaż to drugie pewnie miała zapewnione dzięki wielo centymetrowych obcasach.
Bez wahania opowiedziałem jej moją historię, co jakiś czas przełykając formującą się w moim gardle gulę. Słuchała mojego paplania z poważnym wyrazem twarzy, raz po raz coś notując. W sumie, była bardzo ładna. Ale nie miałem teraz czasu ani ochoty na zajmowanie się takimi sprawami. Kiedy skończyłem, to ja słuchałem jej. Była bardo inteligentna, mówiła tak życiowo i mądrze. Każde jej słowo zostało stale zapisane w mojej głowie, ponieważ dało mi dużo do myślenia.
- Panie Tomlinson, mówił Pan, że ma Pan manię do przesiadywania w salonie i oglądania zdjęć ukochanej. Czy moglibyśmy na następne spotkanie umówić się w Pańskim domu? Chciałabym mieć wgląd na tą sytuację.
- Nie ma sprawy - powiedziałem obojętnym tonem. - A tak w ogóle, nie mów mi Pan. Jestem Louis.
- A ja Hariet - uśmiechnęła się. Tak bardzo było jej daleko do idealnego uśmiechu Kathie.. - W takim razie do zobaczenia w następnym tygodniu.
- Do zobaczenia. - mruknąłem starając się nie uronić już ani jednej łzy.