piątek, 15 listopada 2013

Nieprawdopodobne lecz możliwe rozdział 28

Po czterech dniach od śmierci Kathie odbył się jej pogrzeb. Przed kościołem zgromadziło się wiele ludzi, niestety nie byłem w stanie zidentyfikować nawet połowy z nich. Byłem pod zbyt dużą ilością środków uspokajających. Kiedy ona zmarła.. Nie byłem w stanie nad sobą zapanować, to co się ze mną działo było nie do pomyślenia. Dziś, po kilku dniach, nadal nie czuję się dobrze. Jestem w rozsypce, psychika mi siada, a co za tym idzie nie jestem też wystarczająco sprawny fizycznie aby zaopiekować się Dianą. Nie miałem pojęcia, że w środku jestem tak słaby. Dlatego na pewien czas mała pojechała do matki Kathie, a do mnie wprowadził się Harry z Nelly. Czułem się jak ciężar, mimo że właściwie to był mój dom. Nie mogłem go opuścić, to jedyne miejsce które w jakiś sposób przypominało mi o mojej ukochanej. Chociaż sprawiało mi to niewyobrażalny ból, uwielbiałem wspominać chwile namiętności, które przeżyliśmy w sypialni, chwile czułości, kiedy przytulaliśmy się oglądając film w salonie, chwile śmiechu, kiedy wspólnie przygotowywaliśmy posiłek. Hazz z niepokojem mi się przyglądał, kiedy po raz kolejny rozmawiałem sam do siebie, trzymając w dłoni zdjęcie Kathie. Chyba uznał, że najwyższa pora abym udał się do psychologa.
Wspominając to, podawałem rękę kolejnym osobom, które podchodziły z kondolencjami. Nie docierały do mnie ich słowa. Wierzyłem, że ona zaraz się tu pojawi, że rzuci mi się na ramiona i wkrótce spędzimy upojną noc w moim domu.
Mimowolnie łzy zacięły cieknąć po moim policzku.
- Louis, tak mi przykro. - podniosłem głowę, kiedy usłyszałem znajomy głos.
To Eleanor.
- Wszyscy to mówią, ale kurwa, nawet nie zdajecie sobie sprawy co ja czuję.
Zamilkła. Podeszła do mnie, i położyła swoją rękę na moim ramieniu. Co ona tutaj właściwie robiła? Zresztą, to teraz mało istotne.
- Trzymaj się.
***

Z perspektywy Nelly

Cierpienie Louis'a sprawiało, że czułam się jeszcze gorzej. Wszyscy bardzo przeżyli śmierć Kathie, zwłaszcza ja i on. W końcu byliśmy z nią najbliżej. Doskonale wiedziałam, jak się czuje. Chciałam w jakiś sposób zdjąć ból z niego i wziąć to na siebie. Nie mogłam patrzeć, jak bierze kolejne leki. To mnie dobijało.
Starałam się jednak trzymać, aby pokazać mu, że musi się podnieść. W rzeczywistości byłam jednak w takim samym stanie jak on.
Po pogrzebie wróciliśmy do domu. On, jak zwykle, usiadł na kanapie i wpatrywał się w jej zdjęcie. Miałam już tego dość.
- Louis, kurwa mać. Koniec tego. Mi też jest cholernie ciężko, ale nie możesz ciągle gapić się na Kathie w ramce. Ile można? Trzeba się jakoś pozbierać, z czasem będzie lepiej.
Usiadłam obok niego.
- Proszę, z całego serca, zgódź się na tą wizytę u psychologa. Umówiłam cię już na za tydzień. Ja też tam pójdę, ale w inny dzień. Zrób to dla niej, i dla Diany.
Chyba moje słowa w końcu do niego dotarły, bo pokiwał głową i posłusznie odłożył fotografię na swoje miejsce, następnie poszedł do kuchni i zabrał się za robienie tostów.
- Chcesz jednego? - zapytał. Uśmiechnęłam się.
- Z chęcią.
***

Z perspektywy Louis'a

Nella miała rację. Nie miałem ochoty zwierzać się komuś obcemu z moich problemów, ale może to mogło mi jakoś pomóc. Zapukałem do drzwi gabinetu, w którym przyjmowała pani psycholog.
- Proszę!
Wszedłem do środka.
- Louis Tom.. Tomlinson? - zapytała ze zdziwieniem.
Ah, no tak. Aż do dzisiaj nie myślałem o tym, że ludzie nie zaczepiają mnie na ulicy, nie proszą o zdjęcie czy autograf. Przypomniało mi się, jak pewnego wieczora oglądałem wiadomości i mówili o mojej  tragedii. Postanowili na pewien czas zostawić mnie w spokoju. W internecie pewnie jestem zasypany kondolencjami od fanek. Wypadałoby coś odpisać.
- Tak.
Była całkiem ładna, ale chyba nieco starsza ode mnie. Dwa, może trzy lata. Jej kasztanowe, proste włosy opadały swobodnie na plecy, a czarne niczym węgiel oczy uważnie mi się przyglądały. Była szczupła i wysoka, chociaż to drugie pewnie miała zapewnione dzięki wielo centymetrowych obcasach.
Bez wahania opowiedziałem jej moją historię, co jakiś czas przełykając formującą się w moim gardle gulę. Słuchała mojego paplania z poważnym wyrazem twarzy, raz po raz coś notując. W sumie, była bardzo ładna. Ale nie miałem teraz czasu ani ochoty na zajmowanie się takimi sprawami. Kiedy skończyłem, to ja słuchałem jej. Była bardo inteligentna, mówiła tak życiowo i mądrze. Każde jej słowo zostało stale zapisane w mojej głowie, ponieważ dało mi dużo do myślenia.
- Panie Tomlinson, mówił Pan, że ma Pan manię do przesiadywania w salonie i oglądania zdjęć ukochanej. Czy moglibyśmy na następne spotkanie umówić się w Pańskim domu? Chciałabym mieć wgląd na tą sytuację.
- Nie ma sprawy - powiedziałem obojętnym tonem. - A tak w ogóle, nie mów mi Pan. Jestem Louis.
- A ja Hariet - uśmiechnęła się. Tak bardzo było jej daleko do idealnego uśmiechu Kathie.. - W takim razie do zobaczenia w następnym tygodniu.
- Do zobaczenia. - mruknąłem starając się nie uronić już ani jednej łzy.

czwartek, 14 listopada 2013

Nieprawdopodobne lecz możliwe - Rozdział 27

Z perspektywy Louis'a

Minęło pół roku. Był środek maja, coraz bliżej do terminu rozwiązania, jednak mimo moich wielu próśb i błagań Kathie nie zgodziła się ze mną zamieszkać. Zawsze starała się to jakoś obracać w żart, ale ja wiedziałem, że jeszcze do końca mi nie ufa. Bała się konsekwencji wspólnego mieszkania. Mówiłem, że już nigdy jej nie zostawię, i że prędzej czy później będzie musiała się do mnie wprowadzić. Bezskutecznie.
Zaparkowałem auto przy drodze i zamknąłem drzwi. Jednym susem przeskoczyłem ulicę i już byłem u niej pod domem. Byłem lekko zestresowany, ponieważ zobaczyłem stojącego forda w garażu, który należał do jej ojca. Jakby to ująć, nie byłem z nim w najlepszych stosunkach. Wziąłem głęboki wdech i zapukałem do drzwi, kompletnie ignorując dzwonek.
- O, witaj Louis - przywitała mnie, jak zwykle serdeczna, matka mojej ukochanej.
- Dzień dobry - przywitałem się grzecznie i wszedłem do środka.
- Kathie! - krzyknęła, jednak odpowiedziało jej tylko echo. - Kathie! Może śpi. Idź sprawdź, co u niej.
Zgodnie z jej słowami popędziłem do góry z uśmiechem na twarzy. Nie mogłem się doczekać, aż ją zobaczę. Chciałem ją zabrać gdzieś na miasto, do fajnej knajpki z dobrym włoskim jedzeniem, takim które ona lubi najbardziej.
- Cześć kochanie - powiedziałem, otwierając drzwi. Zobaczyłem jej słodką buzię opatuloną kołdrą, a w uszach słuchawki. Uśmiechnąłem się i podszedłem bliżej. Lekko chwyciłem ją za ramię, aby ją obudzić, jednak wyraz jej twarzy pozostawał niezmienny. Zaniepokojony zbliżyłem się jeszcze bardziej i z przerażeniem zauważyłem, że nie oddycha. Niekontrolowany wrzask wydobył się z mojego gardła, gdy odkryłem kołdrę i zobaczyłem ogromną plamę krwi na materacu. Rodzice Kathie natychmiast przybiegli do góry.
- Dzwońcie po karetkę. No już! - krzyknąłem, a sam rozpocząłem reanimacje. Robiłem co mogłem, aby tylko utrzymać ją przy życiu. Jej ojciec pobiegł po telefon, a matka stała nade mną i głośno szlochała. Kompletnie nie zwracałem uwagę na łzy spływające po moich policzkach, walczyłem o nią. Nie mogłem dopuścić do siebie myśli, że Kathie może.. Nie, samo myślenie o tym sprawiało, że moje serce rozłamywało się.
Po kilku minutach karetka przyjechała. Wszystko działo się błyskawicznie. Ratownicy szybko zabrali moją ukochaną do pojazdu, a ja niewiele myśląc wsiadłem do auta i jechałem za nimi. Nie obchodziły mnie czerwone światła, pierwszeństwo innych, znaki drogowe. Serce biło mi jak oszalałe, ręce mi drżały, szalałem z niepokoju. Co mogło się stać? Przecież do tej pory ciąża rozwijała się prawidłowo, nie było żadnych problemów. Mój Boże, nie chcę, nie mogę jej stracić.
***
- Nie może Pan tam wejść. Pan nie jest rodziną.
- Jest moją narzeczoną! Muszę się dowiedzieć w jakim jest stanie! - warczałem na lekarza, który nie chciał udzielić mi informacji na temat Kathie. Byłem wściekły.
- Proszę mnie zrozumieć. To nie zgodne z pra..
Byłem tak wyprowadzony z równowagi, że bez skrupułów pchnąłem biednego lekarza i pędem pobiegłem do sali, w której leżała Kathie. Wparowałem do sali i doznałem szoku. Pomimo upływu godziny lekarze nadal reanimowali moją dziewczynę. Gdy mnie zobaczyli, jeden z nich wyrzucił mnie z sali. Byłem załamany. Usiadłem na krześle i po prostu płakałem, tak po ludzku. Jeszcze nigdy, w całym moim życiu nie wylałem z siebie tylu łez. To tak, jakby ktoś wbił mi coś ostrego w klatkę piersiową sprawiając, że tracę dech. Cały mój świat, moje szczęście, sens życia - to ona. W tym momencie żałowałem każdej chwili, w której sprawiłem jej przykrość. Chciałem, aby była. Tu i teraz, ze mną. Nic inne się nie liczyło.
Westchnąłem głęboko, kiedy jakaś kobieta wyszła z sali.
- Co z nią? Co z dzieckiem? Przeżyją? Co się stało? - zasypałem ją pytaniami.
- Jest Pan kimś z rodziny? - zapytała podejrzliwie.
- Uhm.. Bratem - wyjąkałem niepewnie.
- Pana siostra jest w bardzo ciężkim stanie. Jesteśmy w bardzo trudnej sytuacji, bo jeśli dziecko ma przeżyć trzeba natychmiast wykonać cesarskie cięcie, a to z drugiej strony zagraża życiu pańskiej siostry..
Zupełnie zapomniałem jak się oddycha.
- Postaramy się uratować siostrę i dziecko, ale nie obiecuję, że to się uda.
Nie mogłem w to uwierzyć. Najważniejsze osoby w moim życiu mogły w jednej chwili zniknąć. Zdążyłem się już przyzwyczaić do myśli, że będę ojcem. Mieliśmy plany, marzenia.. Teraz to wszystko wydawało się takie dalekie. Nieprawdopodobne. Tak bardzo kochałem Kathie. I nasze dziecko.Każde nasze marzenie zostało pozostawione pod znakiem zapytania. Nie mogłem już wytrzymać z bólu wewnętrznego, to mnie niszczyło od środka. W ciągu zaledwie kilku godzin mój świat runął.
Gdzieś w mojej głowie zaświeciła się myśl, że powinienem ratować Kathie, a nie dziecko. Natychmiast jednak ją ugasiłem. Ona by tego nie chciała. A ja nie mógłbym robić czegoś wbrew jej woli.
Znów usiadłem na krześle, niecierpliwie czekając aż ktoś w końcu powie mi, co się dzieje na sali za drzwiami. Myśli plątały mi się w głowie. Nie byłem w stanie się skupić.
Po około dwudziestu minutach ta sama kobieta ponownie wyszła z sali. Jej mina świadczyła o tym, że jest z siebie dumna.
- Udało się.
Odetchnąłem z ulgą i zacząłem się śmiać jak głupi. Kobieta poklepała mnie po plecach i odeszła.
Wbiegłem na salę. Zobaczyłem uśmiechniętą Kathie trzymającą w rękach naszego dzidziusia. Zrobiło mi się ciepło w środku. W ciągu kilku chwil na przemian czułem ból i radość. Niesamowite.
- Kochanie.. - wyszeptałem, przygryzając dolną wargę. Byłem wzruszony. Spojrzała na mnie, a w jej oczach była miłość i troska. Tak bardzo ją kochałem.
- Kocham cię - powiedziała, a ja wpiłem się w jej różowe usta, namiętnie, aczkolwiek delikatnie tak aby jej nie skrzywdzić.
- To jest Diana - wyszeptała, podając mi malucha.
Ręce mi drżały, ale mimo to wziąłem ją od Kathie. Chodziłem z małą po sali, podziwiając jej piękną buzię. Oczka miała zamknięte, ale usta zdecydowanie odziedziczyła po mamie. Była cudowna. Cicho coś pomrukiwała, a ja śmiałem się z radości.
Niestety, moje szczęście znowu nie trwało długo. Głośne pikanie sprzętu, do którego podpięta była Kathie, wyprowadziło mnie z równowagi.
- Pomocy! - krzyknąłem, nie wiedząc co robić. Dziewczyna leżała nieprzytomna w bezruchu, a ja stałem jak słup soli z małą na rękach. Aparatura wskazywała same poziome kreski. Lekarze krzątali się po sali, robiąc ogromne zamieszanie. Ktoś zabrał mi dziecko, ktoś wyprosił z sali. Drzwi znów się zamknęły. Z szeroko otwartymi ustami czekałem, aż ktoś mi powie co się dzieje. Nerwowo tupałem nogą. Co się właśnie stało?
Nie mogłem już wytrzymać z nerwów. Przecież Kathie urodziła, sama wyglądała dobrze. Wszystko było jak w najlepszym porządku. I ten jej piękny, szczery uśmiech..
- Przykro mi. - z zamyślenia wyrwał mnie głos pielęgniarki.
- Słucham? - zapytałem, nie wiedząc o co jej chodzi.
- Serce pańskiej siostry nie wytrzymało. Byliśmy pewni, że się udało, ale jednak to było zbyt duże obciążenie jak na szesnastolatkę. Przykro mi.

niedziela, 10 listopada 2013

Nieprawdopodobne lecz możliwe - Rozdział 26

Koncert był naprawdę świetny. Mnóstwo dekoracji i efektów specjalnych, gorąca atmosfera, roztańczeni chłopcy a w środku zainteresowania ona, bogini seksu i piękna, Rihanna. Zazdrościłam jej pewności siebie, jaka biła od niej na scenie. Poruszała się jak kot, rozpalając zmysły wszystkich przybyłych. Widać było, że czuła się tam jak ryba w wodzie. A Harry nie opuszczał mnie nawet na krok. Przy wolnych piosenkach kołysaliśmy się wtuleni w siebie w rytm muzyki, natomiast gdy zaczynały się żwawe kawałki szaleliśmy, że głowa mała. Nigdy tak dobrze się nie bawiłam - no, może pomijając ich koncert.
Nie mogłam uwierzyć, że to tak szybko się skończyło i że RiRi już zeszła ze sceny. Harry chwycił moją dłoń i pomaszerowaliśmy w stronę parkingu. Zrobiło się już chłodno. Żałowałam, że nie wzięłam grubszej kurtki, w końcu już późna jesień.
- Zimno ci?
Spojrzałam w jego stronę z niedowierzaniem. Jak on to robił? Nie było chwili, w której nie zgadł by o czym myślę.
- Jak ty to robisz?
- Ale co? - wybuchł gromkim śmiechem. Był taki uroczy, kiedy śmiał się beztrosko. Tak naturalnie. Mimowolnie sama zaczęłam się śmiać. To było bardzo zaraźliwe.
- Zawsze odgadujesz to, o czym myślę.
- Bo ja zawsze wiem o czym myślisz.
- Ah tak? - stanęłam w miejscu i lekko odsunęłam się od niego, przez cały czas patrząc mu w oczy. Chyba domyślał się, co mam zamiar powiedzieć. - W takim razie o czym teraz myślę?
Złapał mnie w talii i przyciągnął tak, że nasze ciała przylegały do siebie całym swoim ciężarem. Zahipnotyzował mnie swoim spojrzeniem, dosłownie nie byłam w stanie oddychać, moje myśli plątały się pomiędzy nim a jego zielonymi tęczówkami.
Zbliżył swoje usta do mojego ucha, lekko je muskając.
- O tym jaki jestem przystojny. - zachichotał.
Zaczerwieniłam się i na dobre wstrzymałam oddech.
- Oddychaj. - powiedział stanowczo i lekko mną potrząsnął.
- Jak mogę oddychać, gdy robisz ze mną takie rzeczy?
- Ależ ja z tobą nic nie robię. Jeszcze.
Zaśmiałam się głośno i chwyciłam jego dłoń.
- Co masz na myśli mówiąc "jeszcze"? - zapytałam po chwili milczenia.
Tym razem to on się zaczerwienił, z czego byłam bardzo zadowolona.
- Uhm.. No wiesz..
- Nie, nie wiem.
- Nelly.
- Harry.
- Nie dasz tak łatwo za wygraną, co?
- Tu się zgodzę.
Wybuchnęliśmy gromkim śmiechem.
- Co mogę poradzić na to, że mi się cholernie podobasz? - zamruczał, otwierając drzwi samochodu.
Oddychaj  Nelly, oddychaj.
__________________________

Z perspektywy Louisa

Nie mogę zrozumieć, co mną kierowało kiedy tak zachowałem się w stosunku do Kathie. Dopiero po fakcie zorientowałem się, że nikt wcześniej nie był dla mnie równie ważny jak ona. Zepsułem wszystko. Jestem cholernym dupkiem i dobrze o tym wiem, ale oddałbym wszystko żeby mi wybaczyła.
Po kolejnej, nieudanej zresztą próbie dodzwonienia się do dziewczyny rzuciłem telefonem o ścianę. Nie przemyślałem jednak tego do końca. Telefon z hukiem uderzył o ścianę, zostawiając w niej sporej wielkości dziurę, sam zaś leżał teraz w kawałkach na podłodze. Zaśmiałem się z mojej własnej głupoty.
Nagle zadzwonił domofon. Zrezygnowany po stracie nowego sprzętu zszedłem na dół, nie mając ochotę na spotkanie z kimkolwiek. Ku mojemu wielkiemu zdumieniu przed drzwiami mojego domu stała.. Kathie. Spanikowany rzuciłem się do drzwi, szarpiąc klamką na wszystkie strony, dopóki nie uświadomiłem sobie, że najpierw należałoby znaleźć klucz. Biegałem jak szalony po korytarzu, rozrzucając wszystko dookoła. W końcu go znalazłem. Drżącymi dłońmi włożyłem go do zamka i delikatnie przekręciłem. Zobaczyłem moją bogini, najpiękniejszą i najcudowniejszą dziewczynę na tej planecie.
- Hej - zaśmiała się, widząc moje roztargnienie.
- Hej.. wejdziesz? - zapytałem, choć doskonale znałem odpowiedź. Uśmiechnęła się i weszła do środka. Jej mina była po prostu bezcenna.
- Matko najświętsza.. Co tutaj się stało?
Zachichotałem.
- Powiedzmy, że przeszło tędy niewielkie tornado.
- NIEWIELKIE? - powtórzyła zdumiona. Jej ogromne, niebieskie oczy powiększyły się ze zdziwienia jeszcze bardziej. Przeszła przez ''lekko'' nieuporządkowany korytarz i dotarła do kuchni.
- Chciałabym.. porozmawiać.
Moje oczy zaświeciły się niczym świeczki, nie mogłem się doczekać aż dowiem się co takiego ma mi do powiedzenia.
- O naszym dziecku.
Momentalnie pobladłem, a oczy straciły swój blask. To było do przewidzenia. Cóż mogłem sobie wyobrażać po tym, jak zachowałem się jak idiota?
- Ttak?- wybełkotałem.
- Cóż.. chciałabym, aby miało szczęśliwe dzieciństwo. Aby niczego mu nie zabrakło. Aby było radosne i roześmiane. - rozmarzyła się.
- Ja też tego chce - powiedziałem niemal przez łzy.
- A żeby to szczęście zapewnić, potrzebni są rodzice.
Przygryzłem dolną wargę.
- Wiem co masz na myśli. Ale obiecuję, że będę się zajmował maluchem. Będę mu poświęcać każdą wolną chwilę, zabierać do siebie na weekendy, dbać o niego.. Będę najlepszym ojcem na świecie. Pewnie myślisz, że po tym co zaszło jestem źle do niego nastawiony, ale możesz być spokojna. Ustalimy wizyty i..
- Skarbie, wybacz że ci przerwę, ale za przeproszeniem - co ty pierdolisz? - zaśmiała się i wstała z krzesła, podeszła do mnie i chwyciła moje dłonie. Przytuliła mnie, pozostawiając swój zapach na mojej skórze. Przyjemne dreszcze przeszły przez moje ciało, tak bardzo mi jej brakowało. Trzymałem cały mój świat w moich ramionach, to było wszystko czego w tym momencie potrzebowałem.
- Ja chcę być z tobą. Nie wyobrażam sobie bez ciebie życia, Lou.
Nie wierzyłem własnym uszom. Zaśmiałem się głośno i pocałowałem ją w jej miękkie, różowe usta. Całowaliśmy się bardzo namiętnie, łaknąc siebie, niezaspokojeni przez tak długi czas. Moje szczęście nie znało granic, wziąłem ją na ręce i mocno trzymając zakręciłem w powietrzu kilka razy.
- Kocham cię wariacie! - krzyknęła, kurczowo trzymając się mojej szyi.
- A ja ciebie! - odkrzyknąłem, stawiając ją na ziemi.